Harry
siedział przy swoim biurku wypełniając zaległe dokumenty i
raporty. Była to smutna część pracy aurora. Każdy z nich musiał
napisać raport z przeprowadzonej misji, a Harry nie mógł
teraz liczyć na talent i niezawodną pomoc Hermiony. Jego raporty
były często niekompletne i tylko dzięki magicznemu pióru
nie popełniał błędów ortograficznych. Młody auror
siedział w papierach już trzecią godzinę, przez gabinet ciągle
przechodzili jacyś ludzie. Każdy z nich pozdrawiał Harrego bądź
uśmiechał się do niego. Chłopak zmuszony był odpowiadać na
wszystkie oznaki dobrego wychowania pracowników ministerstwa.
W pewnym momencie, gdy Harry kończył raport o czarodzieju, który
zniszczył sklep zoologiczny, bo nie potrafili pomóc jego
kotu, przez gabinet przeszła postać. Harry zignorowałby to, gdyby
nie to że to nie ta osoba zignorowała aurora. Nie, żeby to mu
przeszkadzało, ale zdziwiony podniósł wzrok. Na środku
gabinetu stał Draco Malfoy. Ubrany w piękną, fioletową szatę w
ręku trzymał plik dokumentów, który rzucił na biurko
Pottera.
-
To raport Międzynarodowej Komisji do spraw szkolnictwa i
bezpieczeństwa...
-
Co ja mam do tego? - Harry spojrzał zdziwiony
-
Masz go przejrzeć i sprawdzić zgodność z naszymi przepisami
dotyczącymi bezpieczeństwa w szkołach - spokojnie wyjaśnił
Draco, choć na twarzy ukazał się chytry uśmieszek.
-
Masz to zrobić na wczoraj i zanieść do ministra - rzucił
wychodząc z pokoju nawet nie patrząc na byłego szkolnego rywala.
-
Ok - mruknął młody auror biorąc w dłonie kartki.
Wyleciała
z nich mała karteczka, na której napisano bardzo ładnym
pismem: Nie chcę sam jeść. Bądź na stołówce na obiedzie.
Harry
wiedział, że to pismo Malfoya, nie raz widział jak blondyn
podpisywał się na listach czy testach. Nie wiedział co ma myśleć
o zaproszeniu, ale zdecydował się je przyjąć. Też nie chciał
sam jeść.
Gdy
zbliżała się pora obiadu i poszczególne piętra
ministerstwa pustoszały, Harry machnął różdżką
-
Incognio - dokumenty zamieniły się w zwykłe, czyste kartki
papieru. Taki był obowiązek każdego aurora. Nie mogli dopuścić,
by ktokolwiek czytał raporty o najniebezpieczniejszych
czarodziejach.
Chłopak
właśnie wychodził z gabinetu, gdy usłyszał donośny głos
ministra słyszany dobrze na całym piętrze aurorów.
-
Wszyscy aurorzy i Czarodziejska policja mają stawić się w pokoju
obrad.
Harry
zdziwiony zajrzał do gabinetu swojego kolegi Seamusa, razem z nim
wyszli z piętra kierując się do windy. Pokój obrad
znajdował się na tym samym piętrze, co gabinet ministra magii.
-
Ciekawe o co chodzi - Potter był szczerze zaciekawiony, bo liczył
na ciekawą odmianę w jego na razie monotonnej pracy w papierkach.
-
Znając życie, znowu znaleźli coś należącego do tej skorupy i
mają stracha sami to sprawdzić - Seamus machnął dłonią
lekceważąco.
-
Może - zgodził się Harry.
Od
czasu upadku Voldemorta, bardzo często natrafiano na ślady jego
czarnoksięstwa. Znajdowano przeklęte przedmioty, zaklęte domy czy
nawet zaczarowanych ludzi ciągle ślepo wierzących w powrót
Czarnego Pana. Większość z tych rzeczy nie była groźna,ale
niedawno trafili na zaklęty miecz bijący bez litości wszystkich
próbujących go dotknąć. Trzech pracowników
czarodziejskiej policji trafiło do Świętego Munga z rozległymi
ranami ciętymi. Miecz udało się obezwładnić dopiero po
konsultacji z portretem Dumbledore'a. Były dyrektor Hogwartu wyjawił
ministerstwu stare zaklęcie, które zdjęło klątwę z broni.
W
pokoju znajdował się tylko wielki stół, przy którym
siedzieli szefowie departamentów i większość aurorów.
Harry usiadł obok Seamusa, a z drugiej strony siedział Ludo Bagman
bardzo ucieszony ze swojego sąsiedztwa. Głos zabrał Kingsley
Schaklebolt.
-
Wezwałem wszystkich, ponieważ wczoraj Dawlish - wskazał dłonią
wysokiego aurora, który skłonił głowę - Dokonał pewnego
odkrycia. W lesie niedaleko rezydencji Lestrangeów znalazł
naszyjnik - Harry lekko podniósł głowę - Był to naszyjnik
rodu Lestrange w czym upewniły nas zaklęcia. Co dziwne, był on
otwarty.
-
Otwarty? - Ludo rozszerzył zdziwiony oczy. Kingsley kiwnął głową.
-
Nie mamy pojęcia czemu naszyjnik był otwarty i czemu w ogóle
ktoś miał coś do niego wkładać. Departament Tajemnic zajmuje się
tą sprawą.
W
tym momencie podniósł się wysoki czarodziej z bujną,
brązową brodą. Edward McGonagall, brat Minerwy McGonagall, szef
Departamentu Tajemnic.
-
Początkowo nie wiedzieliśmy co to jest. Zaklęcia i próba
ciała upewniły nas, że to horkruks - zakończył smutnym głosem.
-
To niemożliwe, zniszczyłem wszystkie horkruksy Voldemorta.!!! -
Harry krzyknął wstając
-
Prawdą, jest że zniszczyłeś wszystkie horkruksy Voldemorta. To
był horkruks Bellatrix Lestrange. Został otwarty dwa dni temu co
oznacza, że Bellatrix ożyła - stary czarodziej usiadł w krześle
czekając na wybuch.
W
sali zapanowała burza.
-
Molly Weasley zabiła Bellatrix Lestrange!! Ona nie może żyć... -
Ludo był zszokowany.
-
Jak ona dowiedziała się jak to się robi?? To potężna czarna
magia - krzyknął ktoś
-
Musimy ją zabić - ktoś uderzył w stół.
-
Spookóój! - minister magii wystrzelił cienki biały
promień wydający straszny dla uszu pisk. Po kilku sekundach zapadła
cisza.
-
Musimy dowiedzieć się gdzie obecnie przebywa Bellatrix Lestrange i
czy na pewno miała tylko jednego horkruksa. Ktoś musi przeszukać
jej dom i zadbać o bezpieczeństwo tych śmierciożerców,
którzy wyrzekli się Voldemorta. Na pewno będzie chciała się
mścić. Podzielimy się na zespoły.
Harry,
który został przydzielony z Finniganem do przeszukania
rezydencji Malfoyów usłyszał hałas za drzwiami. Uspokajając
resztę zebranych, wyszedł sprawdzić co się dzieje.
******************************************************************************
Draco
siedział skulony za drzwiami trzymając w uchu sznurek. Przydatne,
przyznał w duchu i podziękował Weasleyom za ich pomysłowość.
Zamarł, gdy usłyszał treść posiedzenia. Zrozumiał, że jego
matka, Narcyza jest w niebezpieczeństwie. Nie czekając sekundy
dłużej, wstał deportując się z ministerstwa. Poczuł, że
jeszcze w ministerstwie ktoś go obserwował, ale nie obchodziło go
to. Szybkim krokiem udał się do swojego domu. Otworzył drzwi
szarpnięciem i wpadł do salonu. W środku stali Narcyza i Alberto.
Mieli przerażone miny.
-
Uciekaj, to zasadzka.. - Narcyzie zaczęły z oczu lecieć łzy.
Draco
odwrócił się wyjmując różdżkę. Za wolno. Poczuł
jak w pierś uderza go zaklęcie, a on sam wypuszcza różdżkę
upadając na kolana.
-
I mamy całą rodzinę zdrajców we własnym domu. Nie
spodziewałabym się tego po tobie siostro. A po tobie Draco tym
bardziej, zawiedliście mnie - tuż przed młodym czarodziejem stała
Bellatrix Lestrange. Nie miała już gęstych, czarnych włosów
i jasnej, wyrazistej cery. Jej twarz była strasznie blada, palce
miała wydłużone, a oczy przekrwione. Patrzyła na Draco, a w jej
oczach była czysta pogarda i złość tak wielka, że chłopak
odwrócił od ciotki wzrok.
-
Jak? Jak wróciłaś? - Narcyza patrzyła na siostrę
zszokowana.
-
A to jest niesamowita historia i z chęcią was nią uraczę. Zanim
jednak przejdziemy do miłej części mojej wizyty, bądźcie tak
łaskawi przedstawić mi tego młodzieńca - machnęła ręką na
Alberto, który stał w szoku od chwili, gdy Bellatrix
wytrąciła mu różdżkę.
-
Jestem Alberto Galilei - chłopak odzyskał głos - potomek
Galileusza i czarodziej czystej krwi - dodał po chwili.
-
Tego akurat się domyśliłam. Inaczej nie byłoby cię tutaj -
parsknęła śmierciożerczyni.
-
Powiedz mi czego tutaj szukasz? Sprowadzają cię interesy?
Alberto
spojrzał na Narcyzę, która niepostrzeżenie pokręciła
głową patrząc na Draco. Blondyn również pokręcił głową
ze strachem i bólem w oczach trzymając się za szatę na
piersiach. Młody czarodziej wyprostował się dumnie, podszedł do
Bellatrix i cicho wyznał.
-
Jestem Alberto Leonardo Rafael Galilei. Jedyny potomek rodu
Galileuszów, najstarszego rodu w kontynentalnej Europie.
Jestem także...kochankiem Draco Malfoy... - przerwał i po chwili
zawył z bólu lądując po drugiej stronie pokoju.
-
Crucio!! - ryknęła Bellatrix celując w chłopaka.
Alberto
krzyknął i zwijał się w spazmach bólu miotając się
bezsilnie po podłodze. Draco również krzyknął doskakując
ku ciotce..
-
Confringo - zaklęcie odrzuciło siostrzeńca na szafę. Blondyn
upadł bezsilnie z rozwaloną ręką i nogą przygniecioną przez
ciężką dębową szafę. Narcyza pobiegła do syna i zaczęła go
cucić.
-
Draco, jedyny potomek Malfoyów gejem?? Nie dopuszczę do tego,
nie pozwolę na to.. Nie teraz, kiedy Lucjusz jest w więzieniu!
Crucioo!! - kolejne zaklęcie torturujące ugodziło we włocha.
Chłopak jęknął i oddychał ciężko,zaczął płakać i dygotać,
gdy przez ciało przechodziły mu porażające fale bólu.
-
Słyszałeś o Longbotommach? Długo cierpieli, o wiele dłużej niż
ty, ale byli też o wiele silniejsi od ciebie - Bellatrix uśmiechnęła
się upiornie - Crucioo - ryknęła po raz trzeci uderzając go
klątwą.
-
Zaraz będzie tu ministerstwo - Narcyza wstała osłaniając syna
własnym ciałem. - Nie pozwolę ci uciec - podniosła różdżkę.
Bellatrix
zaczęła się śmiać
-
Nic mi nie zrobisz. Nie jesteś już tą Narcyzą - zaakcentowała
ostatnie zdanie.- Avada Kedavra!!! - zielony promień znów
pomknął ku Narcyzie.
Kobieta
zamknęła oczy spuszczając głowę. Po chwili usłyszała krzyk,
kobiecy krzyk. Otwierając oczy zobaczyła jak Bellatrix pada
ugodzona zaklęciem przez Harrego Pottera.
Po
chwili wstała i zaśmiała się. Złapała Alberto i razem z nim
deportowała się z dworu Malfoyów. Narcyza nie zastanawiając
się długo, uklęknęła przy synu. Tuż przy niej znalazł się
Harry. Spojrzał na Draco i powiedział szybko podnosząc go i
opierając nieprzytomnego na swoim ramieniu.
-
Zabieram go do Munga. Zaraz pojawią się tu aurorzy. Proszę zostać
- powiedział krótko i deportował się z byłym
śmierciożercą.
Szpital
świętego Munga był wyjątkowym miejscem. Leczyło się tu
najróżniejsze schorzenia i różne wypadki magiczne.
Już w sali wejściowej, młody auror zobaczył młodą czarownicę z
dłońmi na biuście. W oczy rzucił mu się też młody chłopak z
przypaloną dłonią i łuskami smoka na kurtce. Ignorując
spojrzenia i zapytania wszystkich obecnych, Harry podszedł do
recepcji i wskazał dłonią Draco
-
Dostał zaklęciem i upadł na szafę. - powiedział krótko
patrząc na recepcjonistkę.
-
IV piętro - mruknęła cicho zerkając na byłego śmierciożercę.
Oddział Zachariasza Smitha - po czym odwróciła się do
następnego petenta.
-
Świetnie - mruknął Harry, który nigdy nie lubił
napuszonego puchona.
IV
piętro było oddziałem urazów po zaklęciowych. Młody
czarodziej zobaczył tutaj jak pacjenci leżą nieraz przykuci do
łóżek, a niektórzy z nich oddychają ciężko nie
mogąc pozbyć się bólu dręczącego ich wnętrza. Szybkim
krokiem prowadził Dracona przez korytarz w końcu dochodząc do
drzwi z napisem Oddział Zachariasza Smitha. Pchnął je nogą i
wszedł z byłym ślizgonem do środka. Zachariasz właśnie stał
nad leżącym pacjentem wykonując skomplikowane ruchy różdżką.
Widząc wpadającego Harrego z Draco, machnął różdżką i
podszedł do nich.
-
Co to ma być? Ja tu pracuję i leczę ludzi. To nie ministerstwo,
gdzie można wchodzić i wychodzić jak w chlewie. Tu są ciężko
chorzy ludzie potrzebujący spokoju - miał cichy głos, ale w oczach
widoczna była furia - Czego chcecie? - mruknął w końcu.
Harry
odsłonił Draco kładąc go na łóżku.
-
Dostał jakimś zaklęciem i upadł na szafę, która
przygniotła mu nogi - Harry patrzył na zamknięte oczy Malfoya.
Zachariasz
spojrzał na Harrego
-
I co z tego? Poleży i przeżyje. Po jego zaklęciach leczyłem ludzi
miesiącami.. - były Puchon podniósł oczy ku górze -
Wytrzymał Voldemorta, wytrzyma i to.
-
Co ty gadasz? Zbadaj go - młody auror był zszokowany
-
A ty co? Zakochałeś się w nim? - uzdrowiciel się zaśmiał, ale
zaczął wykonywać nad ciałem Draco skomplikowane ruchy różdżką
mrucząc ciche zaklęcia. Po paru minutach przerwał.
-
Nic mu nie będzie. Dostał zaklęciem eksplozji, ale był w ruchu,
więc nie uszkodziło ono najważniejszych organów ciała.
Przytomność odzyska za jakieś dwa dni. Przesłuchanie będzie
możliwe za co najmniej cztery. Panno Patil - zawołał w głąb
sali, a po chwili z kąta wyszła Padma Patil uśmiechając się do
Harrego - Przebierz go i przygotuj mu łóżko. Zleć
podstawowe badanie i zadbaj o bezpieczeństwo tej sali - nie patrząc
na Harrego skierował się ku wyjściu.
-
Nawiasem mówiąc chyba miałbyś szanse, bo odkryłem w jego
ciele cudzą spermę - lekarz śmiał się głośno kręcąc głową.
Harry
przełknął ślinę zarumieniony. Teraz miał pewność, że Draco
był gejem. On sam ostatnio zaczął zastanawiać się nad swoją
orientacją. Popatrzył na byłego ślizgona i zorientował się, że
martwi się o niego.
Martwię
się o Malfoya, pokręcił głową i ucieszył się w duchu, że musi
wracać do ministerstwa. To odłoży sprawę jego orientacji,
przynajmniej na jakiś czas.
Coraz bardziej mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńCzekaaaam na kolejna cześć ! Jest mega jak narazie
OdpowiedzUsuńHmmmm jestem bardzo ciekawa co będzie dalej, nie pozwól czekać zbyt długo :)
OdpowiedzUsuńto pierwsze opowiadanie drarry pisane przez chłopaka, na jakie natrafiłam w całym swoim życiu. powiem ci szczerze, że podoba mi się to. zawsze opisy miłości między dwoma mężczyznami są bardziej naturalne pisane piórem mężczyzny bo, cóż, wie, co pisze ;D
OdpowiedzUsuńsama fabuła... dość oklepana, ale mimo wszystko przyjemna. dobra na poprawę humoru. przepadam za niekanonicznymi bohaterami, chociaż mimo wszystko niektóre ich zachowania rażą. ale na tym polega cała zabawa z fanfiction.
Smith jest zdrowo po**erdolony. ani trochę nie podoba mi się jego postawa, no bo mimo całej niechęci, jako magomedyk ma obowiązek pomagania. nawet byłym Śmierciożercom.
mogłabym się przyczepić powtórzeń, czy tego, że niektóre nazwy własne (m.in "Śmiefciożerca", "Czarny Pan" czy też "Chłopiec Który Przeżył") piszesz małą literą. to błąd, więc postaraj się tego pilnować ;)
generalnie jestem na tak. a nawet na OH, TAK, PISZ DALEJ, JESTEM CHOLERNIE TEGO CIEKAWA!
xo!
cat-eater.blogspot.com
Miło mi słyszeć tyle pozytywnych uwag. Te negatywne także przyjmuję z pokorą :)
UsuńNigdy nie lubiłem Smitha, więc dałem sobie prawo trochę go zmienić. Ale zapewniam, że odegra jeszcze ważną rolę :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, co za wredny dupek z Zachariasza... Malfloy podsłuchuje a to ciekawe, ale, ale Belatrix powróciła i czyżby zabrała Alberto to co mi się zdaje, że nie wróci cały i zdrowy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia