Witam :D odzyskałem modem i jestem gotowy znów zagłębić się z wami w magiczny świat.
Następny rozdział pojawi się do końca tego tygodnia.
Trzymajcie się ciepło :) <3
wtorek, 26 listopada 2013
środa, 6 listopada 2013
Rozdział 3 " Horkruks"
Harry
siedział przy swoim biurku wypełniając zaległe dokumenty i
raporty. Była to smutna część pracy aurora. Każdy z nich musiał
napisać raport z przeprowadzonej misji, a Harry nie mógł
teraz liczyć na talent i niezawodną pomoc Hermiony. Jego raporty
były często niekompletne i tylko dzięki magicznemu pióru
nie popełniał błędów ortograficznych. Młody auror
siedział w papierach już trzecią godzinę, przez gabinet ciągle
przechodzili jacyś ludzie. Każdy z nich pozdrawiał Harrego bądź
uśmiechał się do niego. Chłopak zmuszony był odpowiadać na
wszystkie oznaki dobrego wychowania pracowników ministerstwa.
W pewnym momencie, gdy Harry kończył raport o czarodzieju, który
zniszczył sklep zoologiczny, bo nie potrafili pomóc jego
kotu, przez gabinet przeszła postać. Harry zignorowałby to, gdyby
nie to że to nie ta osoba zignorowała aurora. Nie, żeby to mu
przeszkadzało, ale zdziwiony podniósł wzrok. Na środku
gabinetu stał Draco Malfoy. Ubrany w piękną, fioletową szatę w
ręku trzymał plik dokumentów, który rzucił na biurko
Pottera.
-
To raport Międzynarodowej Komisji do spraw szkolnictwa i
bezpieczeństwa...
-
Co ja mam do tego? - Harry spojrzał zdziwiony
-
Masz go przejrzeć i sprawdzić zgodność z naszymi przepisami
dotyczącymi bezpieczeństwa w szkołach - spokojnie wyjaśnił
Draco, choć na twarzy ukazał się chytry uśmieszek.
-
Masz to zrobić na wczoraj i zanieść do ministra - rzucił
wychodząc z pokoju nawet nie patrząc na byłego szkolnego rywala.
-
Ok - mruknął młody auror biorąc w dłonie kartki.
Wyleciała
z nich mała karteczka, na której napisano bardzo ładnym
pismem: Nie chcę sam jeść. Bądź na stołówce na obiedzie.
Harry
wiedział, że to pismo Malfoya, nie raz widział jak blondyn
podpisywał się na listach czy testach. Nie wiedział co ma myśleć
o zaproszeniu, ale zdecydował się je przyjąć. Też nie chciał
sam jeść.
Gdy
zbliżała się pora obiadu i poszczególne piętra
ministerstwa pustoszały, Harry machnął różdżką
-
Incognio - dokumenty zamieniły się w zwykłe, czyste kartki
papieru. Taki był obowiązek każdego aurora. Nie mogli dopuścić,
by ktokolwiek czytał raporty o najniebezpieczniejszych
czarodziejach.
Chłopak
właśnie wychodził z gabinetu, gdy usłyszał donośny głos
ministra słyszany dobrze na całym piętrze aurorów.
-
Wszyscy aurorzy i Czarodziejska policja mają stawić się w pokoju
obrad.
Harry
zdziwiony zajrzał do gabinetu swojego kolegi Seamusa, razem z nim
wyszli z piętra kierując się do windy. Pokój obrad
znajdował się na tym samym piętrze, co gabinet ministra magii.
-
Ciekawe o co chodzi - Potter był szczerze zaciekawiony, bo liczył
na ciekawą odmianę w jego na razie monotonnej pracy w papierkach.
-
Znając życie, znowu znaleźli coś należącego do tej skorupy i
mają stracha sami to sprawdzić - Seamus machnął dłonią
lekceważąco.
-
Może - zgodził się Harry.
Od
czasu upadku Voldemorta, bardzo często natrafiano na ślady jego
czarnoksięstwa. Znajdowano przeklęte przedmioty, zaklęte domy czy
nawet zaczarowanych ludzi ciągle ślepo wierzących w powrót
Czarnego Pana. Większość z tych rzeczy nie była groźna,ale
niedawno trafili na zaklęty miecz bijący bez litości wszystkich
próbujących go dotknąć. Trzech pracowników
czarodziejskiej policji trafiło do Świętego Munga z rozległymi
ranami ciętymi. Miecz udało się obezwładnić dopiero po
konsultacji z portretem Dumbledore'a. Były dyrektor Hogwartu wyjawił
ministerstwu stare zaklęcie, które zdjęło klątwę z broni.
W
pokoju znajdował się tylko wielki stół, przy którym
siedzieli szefowie departamentów i większość aurorów.
Harry usiadł obok Seamusa, a z drugiej strony siedział Ludo Bagman
bardzo ucieszony ze swojego sąsiedztwa. Głos zabrał Kingsley
Schaklebolt.
-
Wezwałem wszystkich, ponieważ wczoraj Dawlish - wskazał dłonią
wysokiego aurora, który skłonił głowę - Dokonał pewnego
odkrycia. W lesie niedaleko rezydencji Lestrangeów znalazł
naszyjnik - Harry lekko podniósł głowę - Był to naszyjnik
rodu Lestrange w czym upewniły nas zaklęcia. Co dziwne, był on
otwarty.
-
Otwarty? - Ludo rozszerzył zdziwiony oczy. Kingsley kiwnął głową.
-
Nie mamy pojęcia czemu naszyjnik był otwarty i czemu w ogóle
ktoś miał coś do niego wkładać. Departament Tajemnic zajmuje się
tą sprawą.
W
tym momencie podniósł się wysoki czarodziej z bujną,
brązową brodą. Edward McGonagall, brat Minerwy McGonagall, szef
Departamentu Tajemnic.
-
Początkowo nie wiedzieliśmy co to jest. Zaklęcia i próba
ciała upewniły nas, że to horkruks - zakończył smutnym głosem.
-
To niemożliwe, zniszczyłem wszystkie horkruksy Voldemorta.!!! -
Harry krzyknął wstając
-
Prawdą, jest że zniszczyłeś wszystkie horkruksy Voldemorta. To
był horkruks Bellatrix Lestrange. Został otwarty dwa dni temu co
oznacza, że Bellatrix ożyła - stary czarodziej usiadł w krześle
czekając na wybuch.
W
sali zapanowała burza.
-
Molly Weasley zabiła Bellatrix Lestrange!! Ona nie może żyć... -
Ludo był zszokowany.
-
Jak ona dowiedziała się jak to się robi?? To potężna czarna
magia - krzyknął ktoś
-
Musimy ją zabić - ktoś uderzył w stół.
-
Spookóój! - minister magii wystrzelił cienki biały
promień wydający straszny dla uszu pisk. Po kilku sekundach zapadła
cisza.
-
Musimy dowiedzieć się gdzie obecnie przebywa Bellatrix Lestrange i
czy na pewno miała tylko jednego horkruksa. Ktoś musi przeszukać
jej dom i zadbać o bezpieczeństwo tych śmierciożerców,
którzy wyrzekli się Voldemorta. Na pewno będzie chciała się
mścić. Podzielimy się na zespoły.
Harry,
który został przydzielony z Finniganem do przeszukania
rezydencji Malfoyów usłyszał hałas za drzwiami. Uspokajając
resztę zebranych, wyszedł sprawdzić co się dzieje.
******************************************************************************
Draco
siedział skulony za drzwiami trzymając w uchu sznurek. Przydatne,
przyznał w duchu i podziękował Weasleyom za ich pomysłowość.
Zamarł, gdy usłyszał treść posiedzenia. Zrozumiał, że jego
matka, Narcyza jest w niebezpieczeństwie. Nie czekając sekundy
dłużej, wstał deportując się z ministerstwa. Poczuł, że
jeszcze w ministerstwie ktoś go obserwował, ale nie obchodziło go
to. Szybkim krokiem udał się do swojego domu. Otworzył drzwi
szarpnięciem i wpadł do salonu. W środku stali Narcyza i Alberto.
Mieli przerażone miny.
-
Uciekaj, to zasadzka.. - Narcyzie zaczęły z oczu lecieć łzy.
Draco
odwrócił się wyjmując różdżkę. Za wolno. Poczuł
jak w pierś uderza go zaklęcie, a on sam wypuszcza różdżkę
upadając na kolana.
-
I mamy całą rodzinę zdrajców we własnym domu. Nie
spodziewałabym się tego po tobie siostro. A po tobie Draco tym
bardziej, zawiedliście mnie - tuż przed młodym czarodziejem stała
Bellatrix Lestrange. Nie miała już gęstych, czarnych włosów
i jasnej, wyrazistej cery. Jej twarz była strasznie blada, palce
miała wydłużone, a oczy przekrwione. Patrzyła na Draco, a w jej
oczach była czysta pogarda i złość tak wielka, że chłopak
odwrócił od ciotki wzrok.
-
Jak? Jak wróciłaś? - Narcyza patrzyła na siostrę
zszokowana.
-
A to jest niesamowita historia i z chęcią was nią uraczę. Zanim
jednak przejdziemy do miłej części mojej wizyty, bądźcie tak
łaskawi przedstawić mi tego młodzieńca - machnęła ręką na
Alberto, który stał w szoku od chwili, gdy Bellatrix
wytrąciła mu różdżkę.
-
Jestem Alberto Galilei - chłopak odzyskał głos - potomek
Galileusza i czarodziej czystej krwi - dodał po chwili.
-
Tego akurat się domyśliłam. Inaczej nie byłoby cię tutaj -
parsknęła śmierciożerczyni.
-
Powiedz mi czego tutaj szukasz? Sprowadzają cię interesy?
Alberto
spojrzał na Narcyzę, która niepostrzeżenie pokręciła
głową patrząc na Draco. Blondyn również pokręcił głową
ze strachem i bólem w oczach trzymając się za szatę na
piersiach. Młody czarodziej wyprostował się dumnie, podszedł do
Bellatrix i cicho wyznał.
-
Jestem Alberto Leonardo Rafael Galilei. Jedyny potomek rodu
Galileuszów, najstarszego rodu w kontynentalnej Europie.
Jestem także...kochankiem Draco Malfoy... - przerwał i po chwili
zawył z bólu lądując po drugiej stronie pokoju.
-
Crucio!! - ryknęła Bellatrix celując w chłopaka.
Alberto
krzyknął i zwijał się w spazmach bólu miotając się
bezsilnie po podłodze. Draco również krzyknął doskakując
ku ciotce..
-
Confringo - zaklęcie odrzuciło siostrzeńca na szafę. Blondyn
upadł bezsilnie z rozwaloną ręką i nogą przygniecioną przez
ciężką dębową szafę. Narcyza pobiegła do syna i zaczęła go
cucić.
-
Draco, jedyny potomek Malfoyów gejem?? Nie dopuszczę do tego,
nie pozwolę na to.. Nie teraz, kiedy Lucjusz jest w więzieniu!
Crucioo!! - kolejne zaklęcie torturujące ugodziło we włocha.
Chłopak jęknął i oddychał ciężko,zaczął płakać i dygotać,
gdy przez ciało przechodziły mu porażające fale bólu.
-
Słyszałeś o Longbotommach? Długo cierpieli, o wiele dłużej niż
ty, ale byli też o wiele silniejsi od ciebie - Bellatrix uśmiechnęła
się upiornie - Crucioo - ryknęła po raz trzeci uderzając go
klątwą.
-
Zaraz będzie tu ministerstwo - Narcyza wstała osłaniając syna
własnym ciałem. - Nie pozwolę ci uciec - podniosła różdżkę.
Bellatrix
zaczęła się śmiać
-
Nic mi nie zrobisz. Nie jesteś już tą Narcyzą - zaakcentowała
ostatnie zdanie.- Avada Kedavra!!! - zielony promień znów
pomknął ku Narcyzie.
Kobieta
zamknęła oczy spuszczając głowę. Po chwili usłyszała krzyk,
kobiecy krzyk. Otwierając oczy zobaczyła jak Bellatrix pada
ugodzona zaklęciem przez Harrego Pottera.
Po
chwili wstała i zaśmiała się. Złapała Alberto i razem z nim
deportowała się z dworu Malfoyów. Narcyza nie zastanawiając
się długo, uklęknęła przy synu. Tuż przy niej znalazł się
Harry. Spojrzał na Draco i powiedział szybko podnosząc go i
opierając nieprzytomnego na swoim ramieniu.
-
Zabieram go do Munga. Zaraz pojawią się tu aurorzy. Proszę zostać
- powiedział krótko i deportował się z byłym
śmierciożercą.
Szpital
świętego Munga był wyjątkowym miejscem. Leczyło się tu
najróżniejsze schorzenia i różne wypadki magiczne.
Już w sali wejściowej, młody auror zobaczył młodą czarownicę z
dłońmi na biuście. W oczy rzucił mu się też młody chłopak z
przypaloną dłonią i łuskami smoka na kurtce. Ignorując
spojrzenia i zapytania wszystkich obecnych, Harry podszedł do
recepcji i wskazał dłonią Draco
-
Dostał zaklęciem i upadł na szafę. - powiedział krótko
patrząc na recepcjonistkę.
-
IV piętro - mruknęła cicho zerkając na byłego śmierciożercę.
Oddział Zachariasza Smitha - po czym odwróciła się do
następnego petenta.
-
Świetnie - mruknął Harry, który nigdy nie lubił
napuszonego puchona.
IV
piętro było oddziałem urazów po zaklęciowych. Młody
czarodziej zobaczył tutaj jak pacjenci leżą nieraz przykuci do
łóżek, a niektórzy z nich oddychają ciężko nie
mogąc pozbyć się bólu dręczącego ich wnętrza. Szybkim
krokiem prowadził Dracona przez korytarz w końcu dochodząc do
drzwi z napisem Oddział Zachariasza Smitha. Pchnął je nogą i
wszedł z byłym ślizgonem do środka. Zachariasz właśnie stał
nad leżącym pacjentem wykonując skomplikowane ruchy różdżką.
Widząc wpadającego Harrego z Draco, machnął różdżką i
podszedł do nich.
-
Co to ma być? Ja tu pracuję i leczę ludzi. To nie ministerstwo,
gdzie można wchodzić i wychodzić jak w chlewie. Tu są ciężko
chorzy ludzie potrzebujący spokoju - miał cichy głos, ale w oczach
widoczna była furia - Czego chcecie? - mruknął w końcu.
Harry
odsłonił Draco kładąc go na łóżku.
-
Dostał jakimś zaklęciem i upadł na szafę, która
przygniotła mu nogi - Harry patrzył na zamknięte oczy Malfoya.
Zachariasz
spojrzał na Harrego
-
I co z tego? Poleży i przeżyje. Po jego zaklęciach leczyłem ludzi
miesiącami.. - były Puchon podniósł oczy ku górze -
Wytrzymał Voldemorta, wytrzyma i to.
-
Co ty gadasz? Zbadaj go - młody auror był zszokowany
-
A ty co? Zakochałeś się w nim? - uzdrowiciel się zaśmiał, ale
zaczął wykonywać nad ciałem Draco skomplikowane ruchy różdżką
mrucząc ciche zaklęcia. Po paru minutach przerwał.
-
Nic mu nie będzie. Dostał zaklęciem eksplozji, ale był w ruchu,
więc nie uszkodziło ono najważniejszych organów ciała.
Przytomność odzyska za jakieś dwa dni. Przesłuchanie będzie
możliwe za co najmniej cztery. Panno Patil - zawołał w głąb
sali, a po chwili z kąta wyszła Padma Patil uśmiechając się do
Harrego - Przebierz go i przygotuj mu łóżko. Zleć
podstawowe badanie i zadbaj o bezpieczeństwo tej sali - nie patrząc
na Harrego skierował się ku wyjściu.
-
Nawiasem mówiąc chyba miałbyś szanse, bo odkryłem w jego
ciele cudzą spermę - lekarz śmiał się głośno kręcąc głową.
Harry
przełknął ślinę zarumieniony. Teraz miał pewność, że Draco
był gejem. On sam ostatnio zaczął zastanawiać się nad swoją
orientacją. Popatrzył na byłego ślizgona i zorientował się, że
martwi się o niego.
Martwię
się o Malfoya, pokręcił głową i ucieszył się w duchu, że musi
wracać do ministerstwa. To odłoży sprawę jego orientacji,
przynajmniej na jakiś czas.
niedziela, 3 listopada 2013
Hej wszystkim czytelnikom :)
Dziękuję za pozytywne komentarze i obiecuję stosować się do uwag.
Muszę niestety ogłosić też, że rozpoczął się kolejny tydzień nauki, a osobiście muszę całkiem sporo nadrobić. Lenistwo jest piękne, ale kosztuje, tak więc kolejne rozdziały będą się pojawiały trochę rzadziej.
Życzę wszystkim miłego dnia i samych kawaii zdarzeń ^_^
Dziękuję za pozytywne komentarze i obiecuję stosować się do uwag.
Muszę niestety ogłosić też, że rozpoczął się kolejny tydzień nauki, a osobiście muszę całkiem sporo nadrobić. Lenistwo jest piękne, ale kosztuje, tak więc kolejne rozdziały będą się pojawiały trochę rzadziej.
Życzę wszystkim miłego dnia i samych kawaii zdarzeń ^_^
Rozdział 2 "Powroty"
W
jadalni panowała
cisza przerywana brzękami sztućców i kielichów. Harry
ciągle był zszokowany, że został zaproszony na obiad, nie
potrafił się odezwać. Czuł się obco i nieswojo w towarzystwie
ludzi, których kiedyś nienawidził. Jeszcze trzy lata temu
pragnął ich śmierci oraz porażki. Wiedział, że nie powinien tak
myśleć, ale wtedy nie potrafił spojrzeć inaczej. Przy wspólnym
obiedzie zrozumiał, że Malfoyowie to taka sama rodzina jak każda
inna. Chcieli stabilnego losu i szacunku społeczeństwa. Los
sprawił, że doszli do tego inną drogą niż reszta. Harry zaczął
zauważać, że Draco także cierpiał. Rok w Azkabanie na pewno go
wymęczył i podłamał, mimo iż nie było już tam dementorów.
Po wojnie, społeczeństwo czarodziejów przestało im ufać i
wygnało je nad niezamieszkałe tereny jak Sahara czy wiecznie
zmarźnięte tereny Rosji. Azkaban oddano ludziom. To jednak także
nie było idealne rozwiązanie, o czym ministerstwo wiedziało, ale
nie chciało nic z tym zrobić. Sytuacja była patowa. Zwykli ludzie
dostali całkowitą władzę nad więźniami. Musieli tylko dbać, by
przeżyli i dostawali jeść. Wielu strażników zatraciło się
w tym i zaczęło wykorzystywać więźniów do swych własnych
chorych zachcianek. Na twarzy Draco widniało kilka siniaków,
a nadgarstki miał opuchnięte. Harry zaczął się zastanawiać czy
delikatna uroda blondyna i jego krnąbrność nie spowodowały tych
obrażeń. Nie śmiał go jednak o to pytać przy Narcyzie. Wiedział
jednak, że musi się odezwać.
-
Ma pani piękny ogród pani Malfoy - auror uśmiechnął się
delikatnie patrząc przez okno na równe klomby róż.
-
Och, dziękuję. Teraz mam dla nich mnóstwo czasu. Od kiedy
Lucjusz.. - Narcyza zamilkła. W głębi serca kochała Lucjusza,
jego dumę, niezależność, ale wiedziała, że lepiej jest bez
niego. Ona i Draco mają szansę stać się normalną, szanowaną
rodziną. Żona byłego śmierciożercy nie mogła znieść, gdy
ludzie pokazywali ją palcami i obgadywali nie zmuszając się nawet
do zniżenia głosu - Podlewam je codziennie, a wczoraj dostałam
nową różę z Francji.
Na
słowo Francja, Draco podniósł zaciekawiony głowę. Spojrzał
na matkę, a w jego oczach iskrzyła rzadko spotykana radość.
-
Alberto ją przywiózł. Powiedział, że wpadnie dziś po
obiedzie. Nawiasem mówiąc trochę się spóźnia. -
Narcyza spojrzała na stary zegar stojący w kącie.
Harry
poczuł, że powinien już iść. Wstał i podszedł do Malfoyów.
-
Dziękuję za obiad. Było naprawdę miło - uśmiechnął się lekko
Draco
ścisnął dłoń Harrego i spojrzał na niego
-
Dziękuję za uratowanie życia mojej matki. I za pomoc w walce.
-
To moja praca - wybraniec skłonił się lekko i skierował się ku
wyjściu.
Do
rezydencji jak burza wparował chłopak. Harry szybko zauważył
wysokiego bruneta z włosami opadającymi dużą grzywką na lewe
oko. Ubrany był w dopasowane, białe rurki, czarny sweter i biały
szalik przerzucony przez szyję. Zignorował Harrego i dopadł Draco
zarzucając mu ręce na szyję. Ku szokowi aurora, nieznajomy
pocałował blondyna prosto w usta i wyszeptał mu coś do ucha.
Harry
lekko się zaczerwienił i wyszedł z domu, po drodze zawadzając o
wazon, co nie uszło uwadze Narcyzy. Kobieta obserwowała chłopaka
aż do chwili, gdy się deportował. Wtedy zwróciła uwagę na
syna i jego przyjaciela.
-
Witaj Alberto - delikatnie objęła bruneta.
-
Witam pani Malfoy - Alberto miał bardzo delikatny głos. - gdy
dowiedziałem, się że wypuścili Draco, musiałem przybyć i go
zobaczyć. Nie widzieliśmy się od turnieju trójmagicznego.
Stanowczo za długi czas. - po czym znów uwiesił się byłego
sługi Czarnego Pana.
***************************************************************************
Harry
aportował się prosto do swojego domu przy Grimmauld Place. Stworek
kłaniał mu się w pas, gdy czarodziej zdejmował buty kierując się
do salonu. Usiadł na kanapie, wyciągając nogi na stolik. Nie
wiedząc kiedy, zasnął.
-
Zabij niepotrzebnego - głos z nieznanego miejsca rozległ się na
cmentarzu i Harry zobaczył jak zielony promień trafia prosto w
Cedrica. Chłopak upadł tuż obok Harrego nie dając żadnych oznak
życia...
-
Krwi wroga odebrana siłą..ożyw swego przeciwnika - i w ręce
pojawił się przerażający ból, gdy nóż przebijał
się przez skórę docierając do krwi.
-
Nie bój się śmierci Harry.. nigdy nie umierałem - strach
kłębił się w głowie chłopaka...
Stał
w zakazanym lesie naprzeciwko Voldemorta ze świadomością
czekającej go śmierci. Zaklęcie uśmiercające leciało prosto w
jego stronę,,
-
Harry!? Obudź się - ciepła dłoń dotykała czoła młodego
czarodzieja.
-
Co?? Co się dzieje??.. - Potter gwałtownie wstał wyjmując
różdżkę.
-
Nic - to był głos Hermiony - Chciałam Cię odwiedzić, a ty
spałeś, już miałam wychodzić..gdy złapały cię dreszcze. Nie
mogłam cię dobudzić. Co ci się śniło? - twarz przyjaciółki
wypełniona była troską.
-
Voldemort.. - Harry oddychał ciężko - Śnił mi się cmentarz,
zakazany las.. Jak ginąłem. - chłopak wtulił się w przyjaciółkę.
-
Spokojnie Harry. To tylko sen. To już się nie powtórzy. -
Hermiona uspokajała przyjaciela delikatnie gładząc go po plecach -
co tam u ciebie?
-
Uratowałem Narcyzę Malfoy i dowiedziałem się, że Malfoy jest
gejem - wyrzucił z siebie na jednym wydechu.
Hermiona
odsunęła się gwałtownie
-
Kim jest Draco...?
-
Gejem, przyszedł do niego chłopak i zaczęli się miziać - Harry
starał się powiedzieć to bez emocji, wręcz z pogardą, ale nie
wychodziło mu to.
-
Czy to coś złego?
-
Nie, końcu to nie moja sprawa, że Malfoy jest gejem. Przecież do
łóżka mu nie zaglądam -chłopak wzruszył ramionami -
Niedługo mam nocny dyżur. Chcę wziąć jeszcze prysznic.
Przepraszam Hermiono, ale nie mam czas. - ton Harrego stał się
obojętny.
Dziewczyna
wstała i przytuliła przyjaciela. Wiedziała, że Harry zmienił się
od wizyty u Malfoyów. Pokręciła głową i cicho wyszła
deportując się.
Młody
czarodziej uderzył pięścią w stół. Przymknął oczy
głęboko oddychając.
Nie
myśl o nim. To idiotyczne. Zganił się w duchu, nie mogąc wyrzucić z głowy, obrazu Draco całującego się z tamtym chłopakiem.
piątek, 1 listopada 2013
Rozdział 1 "Wolność"
Masywne,
czarne wrota Azkabanu otworzyły się na oścież. Po chwili z
więzienia wyszło kilka osób. Na przodzie szło dwóch
strażników. Mieli na sobie czarne szaty, ich twarze
zasłaniały maski, a w dłoniach trzymali różdżki. Tuż za
nimi zmęczonym krokiem dreptał młodo wyglądający, blond włosy
chłopak. Miał na sobie postrzępioną, szarą szatę, a jego twarz
wyglądała wręcz upiornie. Draco Malfoy nie był już przystojnym
arystokratą, którego szlachetność było widać na każdym
kroku. Po roku spędzonym w Azkabanie, młody czarodziej był wrakiem
człowieka. Jego włosy straciły blask i jedwabistość. Chód
stał się ciężki i wymęczony. Na całym ciele widać było
siniaki, blizny i zapuchnięcia. Draco był dla strażników
zabawką, na której lubili się wyżyć. Tuż za więźniem
szli dwaj kolejni strażnicy. Patrzyli na niego z odrazą i obelgą
widoczną w oczach. Kiedy tylko grupa wyszła na wielki plac przed
budynkiem, Draco podbiegł do matki. Narcyza uśmiechnęła się
tuląc do siebie syna. Blondyn uklęknął, chowając twarz w jej
ramionach. Miał już dosyć dręczenia i upokarzania. Zapłakał,
uświadamiając sobie, że jest wolny. Głęboko odetchnął i
podniósł się z kolan, uśmiechając się mimo łez.
-
Do domu - Narcyza objęła mocno syna i deportowała się z nim do
Malfoy Manor. Rezydencja Malfoy'ów ciągle była niesamowitym
miejscem. Narcyza dołożyła wszelkich starań, aby ministerstwo jej
nie zarekwirowało, jako odszkodowania za poczynania Lucjusza i
Dracona. Teraz blondynka szybkim krokiem prowadziła syna ku drzwiom
apartamentu. Po raz pierwszy od ponad roku, mogli razem zjeść
obiad.
-
Tak się cieszę, że już wróciłeś - Narcyza siedziała tuż
przy synu - chciałam cię odwiedzić, ale ministerstwo skutecznie to
utrudniało. - ściszyła głos - Ciągle nam nie ufają. Sądzili,
że chciałam dać ci różdżkę. Draco
przymknął oczy
-
Jestem już w domu. Nie mówmy o tym, proszę - głos chłopaka
ciągle był delikatny. Resztę obiadu zjedli w milczeniu. Po
skończonym deserze, Draco przytulił się do matki
-
Wszystko będzie już dobrze. Rozmawiałam z kilkoma ludźmi, którzy
mogliby cię zatrudnić..
- Jutro - wyszeptał blondyn
zasypiając.
Głośne krzyki obudziły Dracona.
Chłopak poderwał się i wyjął z kieszeni różdżkę. Domem
wstrząsnął wybuch, który utworzył głęboką dziurę w
ścianie. Przez nią, blondyn zobaczył jak jego matka walczy z
zamaskowanymi czarodziejami niszczącymi ich dom. Draco natychmiast
do niej podbiegł. Bał się, bo napastników było dziewięciu.
Nie mamy szans, powiedział w duchu załamany. Nagle na teren posesji
aportowało się kilkanaście osób w niebieskich szatach.
Aurorzy zaczęli obezwładniać atakujących. W tłumie przybyłych,
Draco zobaczył Harry'ego Pottera. Brunet ubrany w niebieską szatę,
w okularach i wiecznie rozczochranych włosach wyglądał wręcz
oszałamiająco. Draco zbił się w duchu za takie myśli. Słysząc
krzyk kobiety, Draco zamarł. Zauważył, jak jego matce różdżka
wypada z dłoni, a w jej stronę kieruje się zielony promień
niosący śmierć. Blondyn już podnosił różdżkę,
zamierzając zabić atakującego. Nie zważając na konsekwencje,
uniósł swoją broń.
- Nie rób tego - Draco zobaczył,
jak Potter ożywia marmurowego psa, który zasłonił Narcyzę.
Zaklęcie odbiło się od zwierzęcia, które rzuciło się na
napastnika. Potter uratował moją matkę, Draco otworzył zdziwiony
oczy, po czym poczuł niemożliwy do zniesienia ból. Upadł,
mdlejąc. Ostatnią rzeczą, jaką widział, był Harry mamroczący
jakieś zaklęcia.
Słońce przedarło się przez zasłony
pokoju oświetlając zielone ściany. Draco natychmiast zamknął
oczy. Po roku w Azkabanie, nie był przyzwyczajony do światła.
Jęknął, gdy poczuł ból w okolicy żołądka. Blondyn
nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po pokoju. Był sam, leżał w
łóżku postawionym tuż obok okna. Naprzeciwko stało dębowe
biurko, a na nim pergamin i pióra. Ulubione narzędzia
Dracona. Mało kto wiedział, że były ślizgon był artystą. Pisał
wiersze i teksty piosenek. Na widok swoich atrybutów,
uśmiechnął się delikatnie i wtulił w poduszkę. Był w domu,
wolny, a jego matka była cała. Ale czy na pewno? Niemal w tej samej
sekundzie Draco wyskoczył z łóżka wybiegając z pokoju. Nie
zważał na bóle, które go łapały. Po parunastu
sekundach, zdyszany opierał się o poręcz schodów, gdy
zobaczył, że Narcyza siedzi w kanapie i rozmawia z Harry'm
Potterem. Brunet miał poszarpaną szatę, a na twarzy dwa porządne
siniaki. Blondyn nie potrafił podejść. Przez cały okres ich
wspólnej edukacji, Draco był zawsze niemiły dla Harry'ego.
Nie życzył mu śmierci, nie był swoim ojcem. Ale chciał, żeby
cierpiał. Malfoy zazdrościł Harry'emu szacunku jakim darzyło go
społeczeństwo. Szacunku, który nie był wywołany strachem i
bogactwem jak w przypadku Malfoy'a, ale walką ze złem. Walką o
przetrwanie. Walką o lepszy los dla świata. Draco nie chciał być
zły, ojciec zmusił go do przyjęcia mrocznego znaku. Kazał mu
przygotować wszystko, by Dumbledore umarł. On i czarny pan byli dla
Draco najgorszymi katami. Szanował ich i nienawidził. Bał się i
chciał zasłużyć na ich uwagę. Kiedy wreszcie, Voldemort zginął,
a Lucjusz trafił na dożywocie do Azkabanu, Draco odetchnął. Był
wolny. Mógł zasłużyć na szacunek społeczeństwa własnymi
siłami. To właśnie przesądziło, że blondyn zebrał siły i
podszedł stając przed Potterem.
- Ja..dziękuję - zmusił się do
spojrzenia mu w oczy.
Harry przyjął spojrzenie. Jego oczy
wyrażały lekkie zdziwienie i radość. Dopiero teraz, Draco
zauważył jak zielone oczy wybrańca oddają jego urok. Zdecydowanie
była to najładniejsza część wyglądu aurora.
- Nie ma za co. Taka moja praca Malfoy
- Harry wzruszył ramionami.
Draco spuścił wzrok. Spodziewał się
tego, ale i tak dobiła go obojętność Pottera. Wiedział, że na
nią zasłużył, ale był gotowy zrobić wszystko, by nikt nie
pamiętał o jego przeszłości. To przez nią, blondyn wiedział, że
nigdy nie zasłuży na przyjaźń Harry'ego.
Narcyza przyglądała się scenie lekko
zaskoczona. Zawsze znała Draco jako inteligentnego, odważnego i
pewnego swoich słów człowieka. Rozumiała, że Azkaban mógł
lekko go podłamać, ale nie całkowicie zmienić. Dracon nigdy nie
był zawstydzony. Jego wzrok biegł po salonie zawsze wracając do
Harry'ego. Narcyza wiedziała, że musi to zbadać. Teraz jej syn był
najważniejszy.
- Draco, siadaj. Musisz odpoczywać. -
Narcyza szybko wstała i biorąc syna pod ramię posadziła go na
sofie. Sama usiadła obok i spojrzała na Harry'ego - Zastanawialiśmy
się kto mógł to zorganizować ten atak - spojrzała
oczekująco na bruneta.
Harry odłożył kielich wina
- Myślimy, że to ekstremiści
uprzedzeni do byłych śmierciożerców i ich rodzin. Ostatnimi
czasy zdarzyło się kilka ataków na domy byłych sług
Voldemorta. Dom Crabbe'ów, Rosier'ów... Oczywiście są
to akcje spontaniczne, łatwo je namierzyć i w porę powstrzymać.
Ministerstwo odblokuje wasze depozyty pieniężne, byście mogli
naprawić szkody. - Harry przypomniał sobie rozmowę z ministrem i
wszelkie jego dyspozycje
- Użycie przez was różdżek
było całkowicie uzasadnione, więc Departament Prawa Czarodziejów
nie wyciągnie konsekwencji. Nawet wobec ciebie... Draco - Harry
pierwszy raz użył imienia Malfoy'a. Sam nie wiedział czemu to
robi. Poczuł, że powinien tak mówić. Kiedy wypowiedział to
imię, zauważył, że jest ładne. Uśmiechnął się w duchu na tą
myśl.
Draco podniósł głowę słysząc
swoje imię z ust Pottera. Odetchnął ze świadomością, że złoty
chłopiec potrafi nazwać go po ludzku. Słysząc bicie zegara
zerknął na niego i zobaczył godzinę trzynastą. Równo o
tej godzinie Malfoy'owie jadali obiad. Narcyza wstała, a zaraz potem
zrobił to Harry.
- Naprawdę jeszcze raz dziękuję za
pomoc. Jesteśmy okropnie wdzięczni. Znowu zawdzięczamy ci życie -
uśmiechnęła się.
Harry pokiwał głową i zaczął
kierować się ku wyjściu.
- Może niech zostanie na obiedzie? - z
ust blondyna wypadły słowa, których znaczenie pojął
dopiero po ich wypowiedzeniu. Odwrócił wzrok, chcąc ukryć
rumieniec.
Narcyza szybko zlustrowała sytuację.
Prostując się z godnością, podeszła do Harry'ego.
- To dobry pomysł. Zapraszamy -
położyła mu dłoń na ramieniu kierując w stronę jadalni.
Draco uśmiechnął się wyciągając
na sofie. Dawny ślizgon powoli wracał, z czego blondyn ogromnie się
cieszył.
Subskrybuj:
Posty (Atom)