niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział IX "Primo Victoria"


   Percy Weasley siedział przy biurku w swoim gabinecie. Miał przed sobą sterty papierów. Musiał osobiście przejrzeć pocztę do ministra i zadecydować co może iść do niego a czym ma się sam zająć. Pracował już trzecią godzinę odpisując wścibskim reporterom, zagranicznym dyplomatom i zaniepokojonym rodzicom, którzy przerażeni atakiem na Mungo, chcieli dowiedzieć się czy Hogwart jest należycie bezpieczny.
- Z tym do McGonagall, nie do mnie... - mruknął do siebie gdy otworzył piąty list z podobną treścią.
Postanowił zrobić sobie przerwę i wyczarował kubek z gorącą parującą kawą. Od pracy w ministerstwie miał ciut więcej kontaktów ze światem mugolskim i dziękował im za cudowny napitek. Jego uwagę przykuła jednak korespondencja zaadresowana osobiście do niego.
Percy Weasley - Młodszy asystent Ministra Magii
4 Piętro Ministerstwa Magii.

Upił kilka łyków kawy i otworzył list. Zobaczył, że wysłała go Joanna Zabini. Chłopak pokręcił głową. Nie udało mu się załatwić wizyty w Azkabanie mimo usilnych prób i próśb. Zastanawiał się czy kobieta nie ma dla niego innej propozycji.
Szanowny Panie Weasley.
   Wiem, że ministerstwo zmaga się z konsekwencjami ataku na szpital. Jestem świadoma, że potrzebujecie każdej informacji aby znaleźć i złapać winnych. Szczęśliwie się złożyło, że wiem jak zakończyć ten paskudny konflikt.
  Jako wysoko postawiony pracownik ministerstwa wie Pan, że rodzina Malfoy'ów została objęta ochroną. Z pewnością z naszej ostatniej rozmowy wiele Pan wywnioskował, ale to właśnie Narcyza i Dracon Malfoyowie mogą okazać się ogniwami kończącymi rozlew krwi. Czy była rodzina śmierciożerców zasługuje na bezwarunkową pomoc, mimo że za czasów Tego, Którego imienia nie wolno wymawiać, udzielili mu swojej rezydencji jako domu? Mimo, że Lucjusz Malfoy przodował w torturowaniu mugoli, a Draco odpowiada za śmierć samego Albusa Dumbledore'a?
 Wiem, że sama nie mam czystej karty. Mój mąż jednak był strasznym człowiekiem znającym się jak z resztą cała reszta jego rodziny na klątwach wiążących ludzi, przysięgach nie do złamania. Musiałam przebywać w towarzystwie, którego nigdy nie popierałam. Wreszcie po wojnie poświęciłam połowę majątku na pomoc, tym którzy ucierpieli w jej wyniku. Każdego dnia żałuję tego co w pewnym stopniu było moją zasługą. Biję się w piersi w milczeniu opłakując ofiary.
 Dlatego piszę do Pana będąc świadomą, że zrozumie pan prawdę i zrobi wszystko by ratować niewinnych. Rodzina Galileich szuka rodziny Malfoyów. Magiczne przysięgi zmuszają ich do wyrządzania krzywdy innym, ale można to zakończyć. Niech Ministerstwo odmówi pomocy Narcyzie i Draconowi. Da napastnikom to czego chcą by odeszli nie krzywdząc nikogo więcej. Zaklęcie się dopełni bez zbędnych ofiar. Społeczeństwo będzie wdzięczne człowiekowi, który był dość odważny by poświęcić wiele dla większego dobra. Stanie się Pan bohaterem, który jak Harry Potter zakończył cierpienie, bezsensowne cierpienie naszego świata.
 Liczę na to, że Pańska inteligencja pozwoli dostrzec, że to jedyne rozwiązanie tego impasu. Wierzę, że Pańskie serce podpowie Panu dobrą drogę dla wyższej wartości.
Z wyrazami szacunku
Joanna Zabini
P.S. Do Pańskiej skrytki na koncie Gringotta wysłałam sumę pieniędzy niezbędną dla uświadomienia społeczeństwu prawdy.
Percy początkowo nie wierzył w to co czytał. Miał ochotę pobiec z listem do ministra, ale zamyślił się dostrzegając postscriptum. Po nieudanej pierwszej prośbie Percy nie otrzymał pieniędzy, a jedynie stracił płacąc łapówki by załatwić wizytę w Azkabanie. Potrzebował pieniędzy na ślub. Gdy też myślał o treści listu, zauważył że w pewnej mierze kobieta ma rację. Ważniejsze jest życie dziesiątek niewinnych ludzi i spokój w czarodziejskiej społeczności niż śmierciożercza rodzina. Do głowy wpadł mu pewien pomysł. Wyszedł z gabinetu i parę minut później stał na Pokątnej przed oszklonymi drzwiami do Proroka Codziennego. Po wyjściu z redakcji, uśmiechał się bawiąc leniwie różdżką. Następnego dnia na pierwszej stronie miał ukazać się wielki artykuł.
Malfoyowie winni ostatnim wydarzeniom?
Wysoko postawiony pracownik ministerstwa, który pragnął zachować anonimowość poinformował nas o tym kogo szukają napastnicy, którzy ostatnio zaatakowali Szpital Św. Munga. Oficjalnie Ministerstwo nie podało szczegółów ataku. Urzędnik powiedział jednak, że zbrodniarze narzucili sobie mało znaną i wysoce mroczną klątwę rodów. Stawia nas w to bardzo niewygodnym świetle, ponieważ udowadnia, że za atakiem stoją stare, czarodziejskie rody pochodzące z kontynentalnej Europy.
Zaklęcie to pochodzi z czasów odpowiadających upadkowi Cesarstwa Zachodnio rzymskiego. Kumuluje moc patriarchów rodu, którzy związali się nim i zmusza ich do wykonania przyrzeczenia nie zważając na koszta nawet w ludziach, przez co jest oficjalnie zakazana przez wszystkie Ministerstwa. W dawniejszych czasach oznaczała też wypowiedzenie otwartej wojny między rodami. - wyjaśnił zaprzyjaźniony z nami mag z Wizengamotu pasjonujący się historią magii.
Społeczeństwo czarodziejskie doskonale zna historię Malfoyów. Bogaci czysto krwiści czarodzieje często przetaczali się w zastrzeżonych notatkach ministerstwa i dokumentach o zbrodniach. Z wiadomego źródła wiadomo także, że to oni udzieli schronienia Tego, Którego imienia nie wolno wymawiać w swojej rezydencji.
Pracownik ministerstwa poinformował nas także o środkach, jakie podjęły Ministerstwo i Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie w celu zapewnienia bezpieczeństwa Narcyzie i Draconowi Malfoyowi, który dzięki najświeższej informacji jest nam znany jako prawdopodobnie odpowiedzialny za śmierć Albusa Dumbledore'a.
Cała społeczność czuje zaniepokojenie czy Ministerstwo i Hogwart nie stawiają dobra dwóch osób nad niewinnym społeczeństwem, które tak wiele wycierpiało po wojnie.
*********************************************************************
Następnego dnia Ulica Pokątna przypominała jedno wielkie targowisko. Dziesiątki ludzi stali w kilkunastu skleconych grupach żywo dyskutując. Dało się słyszeć cytowane fragmenty Proroka Codziennego i komentarze co do decyzji ministra. Jedną z osób na ulicy był Draco Malfoy. Opuścił dom dosłownie na pięć minut chcąc iść do apteki i kupić parę rzeczy. Przechodząc obok sklepów, kawiarni czuł na sobie spojrzenia i wiele razy powtarzane z drwiną i pogardą słowo Malfoy. Zaczął też słyszeć krzyki oskarżające go o zabójstwo Dumbledore'a. Nie wiedział co się dzieje. Zamierzał deportować się na Grimmauld Place, ale zobaczył przed sobą wyciągniętą różdżkę.
- Dokąd to się wybierasz morderco? - głos mężczyzny był cichy, ale przesycony pogardą.
- Nie jestem mordercą... - Draco cicho odwarknął zaciskając dłoń na różdżce.
- Czyżby? A Dumbledore sam spadł z wieży? Okazałeś się być jeszcze gorszy od Snape'a.
Podwójne oskarżenie przechyliło czarę goryczy. Podniósł twarz i zobaczył że stoi przed nim Ernie McMillan. Puchon, za którym nigdy nie przepadał, ale nie miał go za wroga.
- Nie znasz prawdy. - Draco zaczął mówić coraz głośniej, ale jeszcze nie krzyczał.
- Możemy ją poznać. Zgodzisz się, prawda?
Były ślizgon nie wiedział o co dokładnie chodzi. Gdy dostrzegł czerwone światło lecące w jego stronę, było już za późno. Upadł i ze strachem uświadomił sobie, że złamał swoją różdżkę, której nie zdążył wyjąć z kieszeni spodni. Patrzył z przestrachem na chłopaka, który po raz kolejny podnosił różdżkę.
- Odłóż to McMillan. - Wszyscy odwrócili się i zobaczyli jak na środek ulicy wychodzi Percy Weasley. Trzymał wysoko swoją różdżkę. Z tyłu towarzyszyli mu dwaj aurorzy.
- To morderca i wiecie o tym. Nic nie powiedzieliście zwykłym ludziom...Ministerstwo w ogóle się nie zmieniło. Ciągle jesteście zwykłymi tchórzami. Boicie się prawdy, jeśli nie podnosi wam słupków popularności.
Percy ku zaskoczeniu zebranych uśmiechał się.
- Nie zaprzeczam twoim teoriom o rodzinie Malfoyów, ale dokonałeś nieuzasadnionego ataku na drugiego czarodzieja w biały dzień. Mimo, że to Malfoy, też obowiązuje ich prawo. Tak jak ciebie. Musisz ponieść konsekwencje swojego czynu. - Machnął ręką na aurorów, którzy złapali McMillana i razem z nim deportowali się do ministerstwa.
Sam Weasley spojrzał na powoli wstającego Malfoya.
- Nawet nie oczekuję podziękowań... - wycedził i odwrócił się.
Draco czuł wściekłość. Wypełniała go jak nigdy wcześniej. Nie czuł się tak będąc w Azkabanie. Nie czuł się tak stojąc na wieży astronomicznej. Gdy stanął na nogi, wyciągnął rękę. Nie był świadom co robi. Działał zgodnie z instynktem i kierującą nim magią. Gdy opuszczał rękę, czuł jak opuszcza go nienawiść i złość. Razem z nimi uciekała też świadomość tego co robi. Widział przed sobą jedynie Percy'ego. Gdy ręka opadła, Weasley zatrzymał się i drgnął zaskoczony. Odwrócił się mając w oczach przerażenie. Spojrzał na swoją dłoń, z której ciekła krew. Na jej wierzchu zobaczył niczym wyciętą literę α
Mężczyzna deportował się z ulicy. Widząc wydarzenie, wszyscy rzucili się do ucieczki. Nie interesowali się już winą czy niewinnością Malfoya.
Draco odzyskiwał powoli świadomość. Czuł w sobie coś czego nie potrafił nazwać. Cieszył się, ale nie z tego, że został sam. Cieszył się z zadania bólu drugiej osobie. Bólu, którego nie potrafił wytłumaczyć. Krzyknął, gdy ktoś pociągnął go do małego sklepiku. Okazała się nim mała apteka. Draco został usadzony na krześle.
- Kim ty jesteś? Co ja tu robię? - spytał szybko.
- Powinieneś się zastanawiać co właśnie zrobiłeś, a nie robisz. Moje imię nie jest ważne. - Był to głos kobiecy. Blondyn zobaczył starszą panią, która stanęła nad nim podając mu fiolkę.
- Wypij to - powiedziała stanowczo.
- Co to jest? Chcesz mnie otruć. - krzyknął z wyrzutem.
- Są lepsze sposoby na otrucie niż podawanie trucizn do wypicia. To ci pomoże. Wysączy z ciebie podniecenie bólem i przywróci świadomość wydarzeń.
- Skąd wiesz, że... - Draco szepnął. Czuł się zamieszany i zmęczony. Wypił fiolkę i odetchnął. Eliksir działał szybko. Czuł że nie ma w sobie szczęścia z powodu rzuconego zaklęcia i bólu Weasley'a.
- Co ja...zrobiłem? Tam na ulicy?
Kobieta usiadła na krześle naprzeciwko chłopaka i spojrzała na niego ze smutkiem w oczach.
- Wiem co zrobiłeś, ale nie mam pojęcia skąd miałeś taką moc. Malfoyowie mimo nie ukrywajmy dość mrocznej historii nigdy nie byli czarnoksiężnikami i nie praktykowali czarnej magii. Owszem gromadzili artefakty, ale nigdy z nich nie korzystali. Słusznie obawiali się konsekwencji. No i też jesteście dość młodym rodem. Henryk Malfoy, protoplasta waszego rodu pojawia się w zapiskach dopiero w drugiej połowie XVI wieku.
- Możemy przejść do sedna? - Draco wpatrywał się w swoją dłoń.
- Zakładam, że straciłeś różdżkę. - aptekarka poprawiła opaskę na swoich siwych już włosach.
- Tak...złamała się, gdy upadłem.
- Dlatego zastosowałeś magię pierwotną, ale tą mrocznego rodzaju...
- Nie rozumiem - Draco zaczął się bać, skąd może mieć taką moc.
- Zanim zaczęto stosować różdżki, magia miała bardziej rytualny charakter. Opierała się na krwi i poświęceniu. Oczywiście świat był podzielony na czarodziejów i mugoli, ale ci drudzy za pomocą nawet swojej krwi mogli rzucić klątwy. Czarodzieje nie wiedzieli co robić. Owszem w pojedynkę mogli zabić mugola bądź zmusić go do nierzucania klątw w przyszłości, ale było ich za mało aby zapanować nad wszystkimi. Wtedy pojawił się ród Olivanderów. Prowadzili badania nad zamknięciem magii w jakimś poręcznym przedmiocie. Tak narodziły się pojazdy latające, kule widzące. Efektem końcowym było wynalezienie różdżki. Mogli nią dysponować tylko czarodzieje mający wrodzoną moc. Z biegiem lat zapomniano o dawnej magii, ponieważ nikt jej nie używał i pamiętał jakie są jej konsekwencje. To co zrobiłeś, podpowiedziała ci magia. Znak α zawsze był używany jako symbol magii jednoznacznej. Gdy używano go w dobrych celach, zostawał jako dobry znak zwiastujący jakiś dar. Mroczne cele znaczyły go krwią. Nigdy jednak nie słyszałam, by ktokolwiek z rodu nie żyjącego za czasów starej magii, miał taką moc. Czy jesteś związany z kimś? Wiąże cię z kimś miłość?
Draco jedynie kiwnął głową nie mówiąc ani słowa.
- Kim jest ta osoba? - Staruszka ożywiła się wstając z krzesła.
Draco nie śpieszył się z odpowiedzią. Po minucie wyszeptał.
- Harry Potter
Kobieta uniosła oczy ku górze zaskoczona odpowiedzią. Zaczęła chodzić po pokoju i szeptać do siebie.
-...To stary ród. Jeśli on też go kocha, to musi być wyjaśnienie. Ale to też oznacza, że Potterowie i ... - wyszła na zaplecze zostawiając Draco zszokowanego.
Chłopak wstał i zamierzał iść do kobiety domagając się wyjaśnień. Gdy rozsunął zasłonę, został wciągnięty do środka.
- To musi być wyjaśnienie. Związałeś się z Potterem w bardzo osobliwy sposób. Widzisz, magia woli łączenie się dwóch takich samych rzeczy niż przeciwnych sobie. Widocznie dlatego wasz związek dotyczy także magii. A Potterowie to potomkowie jednego z najstarszych rodów czarodziejskich w Anglii. Są potomkami Peverellów. Oni byli czarnoksiężnikami, potężnymi magami, a ich moc na pewno została w następnych pokoleniach.
- Ale Potter nie jest zły... - Draco musiał coś powiedzieć.
- Oczywiście, że nie. Bynajmniej w tym najpopularniejszym mniemaniu zła. Nie może jednak wyrzec się magii własnej rodziny, własnej historii. Kiedy połączyłeś się z nim, wybacz ale magia poczuła, że trafiła na odpowiedni grunt. Pomogła ci w sytuacji, którą uważałeś za niebezpieczną. Mimo, że zrobiła to w najmniej odpowiedni sposób. Alfa początkowo było zaklęciem. Rzucało się w celu sprawdzenia kto nadaje się na przywódcę bądź następcę tronu. Zostało jednak przeinaczone przez samego Ignacjusza Peverella. Słyszałeś zapewne o Insgyniach Śmierci?
Draco kiwnął głową.
- Uważa się, że to bracia Peverellowie je stworzyli, a nie znaleźli. Ignacjusz Peverell wierzył, że zaklęcie to może mieć inne zastosowanie. Miał dość sporą moc magiczną i przede wszystkim w jego ciele krążyła chęć władzy i wiedzy ponad wszystko. Zaklęcie się zmieniło i stało się symbolem. Ktokolwiek ma na sobie α jest uważany za wroga tego, kto rzucił zaklęcie. Problem w tym, że nie zrobiłeś tego z własnej woli i zrobiłeś sobie wroga z samego zastępcy ministra. Mimo, że tam pracowałeś, pracujesz, wiesz doskonale że będziesz miał problemy.
Draco uśmiechnął się do siebie.
- Wszyscy Weasley'owie mnie nie lubią, więc uznam, że jeden będzie mnie lubił jeszcze mniej.
Kobieta pokręciła głową. - Magia zawsze wiąże tego, kto rzucił zaklęcie i tego, kto padł jego ofiarą. Może dla ciebie to jest błahe, ale bez zażywania tego eliksiru, który ci podałam, będziesz odczuwał ochotę zabić Percy'ego Weasley'a, dopóki ktoś z was nie umrze. Nie da się odwrócić starej magii.
Uśmiech zszedł z twarzy blondyna.
- Co ja mam robić??? - oparł się o szafę przypatrując się własnym dłoniom.
- Brać eliksir - kobieta wcisnęła mu do kieszeni szaty kilka fiolek. - Unikać Weasley'a i ufać tym, którzy cię kochają. Jedna dawka wystarczy na dwa tygodnie, więc spokojnie. To mocny eliksir, więc uważaj w jakim stanie go bierzesz.
Draco podziękował i nie wiedział co zrobić. Gdy aptekarka opuściła go zajmując się własnymi sprawami, chłopak wyszedł z apteki. Nie zważając na spojrzenia ludzi, obrócił się w miejscu.
*********************************************************************
- Drętwota! - głos Pottera przebił się nad szumem fal uderzających o brzeg. Zaklęcie trafiło celu i czarodziej padł na pokrytą piaskiem ziemię. Harry zamierzał do niego podejść, gdy poczuł silny powiew i coś wzburzyło mu włosy. Obrócił się, ale było już za późno. Zdołał jedynie zobaczyć jak Finnigan pada z jękiem by już się nie podnieść. Różdżka wypadła z ręki piaskowłosego chłopaka i zabrana przez morze ruszyła by nigdy nie być odzyskaną.
Kilka metrów dalej auror zobaczył sprawcę czynu. Był nim wysoki mężczyzna z krótko przyciętą siwą brodą ubrany w bogate szaty purpurowego i niebieskiego koloru.
- Dobrze wiesz, że to nie o was chodzi w tej wojnie. Narażacie życie niewinnych by upewnić świat o waszej szlachetności. Co powiesz jego rodzicom? - machnął dłonią w stronę Seamusa. - Że zginął w walce ze złym czarodziejem. Och to oczywiście ukoi nerwy matki, która straciła syna i ojca, który został bez dziedzica. I dodasz, że bronił Malfoyów... Mimo, że nie musiał. Oddał życie on jak i wielu innych za dwójkę ludzi, których nikt nie będzie żałować.
- Mylisz się. - odkrzyknął Harry podchodząc do czarodzieja. - Sprawiedliwość dotyczy wszystkich a ja przysięgałem ratować wszystkich. - Podniósł różdżkę i stanął gotowy do pojedynku.
Starszy mag skłonił się dostojnie i machnął różdżką.
- Densauego - głos Pottera był szybszy. Promień pomknął z jego różdżki by tuż przed czarodziejem zostać rozwianym leniwym machnięciem dłonią.
Przeciw zaklęcie trafiło celu i Harry zachwiał się. Poczuł silny ból mięśni jakby właśnie przebiegł kilka kilometrów.
- Drętwota - kolejne zaklęcie zostało zablokowane bez widocznego wysiłku ze strony czarodzieja.
- Śmiesz stawać naprzeciwko mnie chłopcze? Jestem dziedzicem rodu Batorych...Przez całą naszą historię przelało się dość krwi by wypełniła ona twoje bezwartościowe zaklęcia. Ten pojedynek zaczyna mnie nudzić.
Zaklęcie, które wyszło z różdżki czarodzieja, dosięgnęło aurora. Potter padł zwijając się z bólu.
- Czego oni was uczą na tym szkoleniu? Nie dziwię się, że przez tyle lat nie potrafiliście złapać i zabić tego Voldemorta. Pokażę ci jednak starą magię. Może w ostatnich minutach twojego życia pozwoli ci uświadomić sobie jak ograniczeni jesteście.
- Expeliarmus - zaklęcie wytrąciło różdżkę z dłoni czarnowłosego chłopaka.
Mężczyzna podniósł prawą rękę i przymknął oczy. Po chwili jednak je otworzył przerażony. Widać było, że z trudem łapie oddech. Padł na ziemię trzymając się za szaty na klatce piersiowej. Harry szybko wstał i podniósł swoją różdżkę. W oczach Batorego widział zdziwienie i przerażenie.
- Zabij mnie...Skończ ten ból... - wychrypiał.
Harry pokręcił głową.
- Zabiorę cię do szpitala. Tam ci pomogą...
- Nic nie rozumiesz!! - głos mężczyzny był przepełniony bólem i wściekłością. Spojrzał na Harry'ego.
- Nie myśl o tym co było i nie wróci...
Zanim Potter zdążył zareagować, mężczyzna ostatkiem sił wstał i rzucił się z klifu.
Harry odwrócił głowę. Podbiegł do Seamus'a. Przezwyciężył łzy cisnące się do jego oczu. Złapał chłopaka za ręce i zaniósł go niedaleko rozbrojonego żywego czarodzieja. Kiedy jednak złapał go za dłoń, była zimna. Auror przyklęknął przy nim i zbadał puls, którego nie wyczuł. Kiedy jednak położył dłoń na ciele mężczyzny, z ust pociekła mu krew.
Potter nie wiedział co się stało. Złapał oboje martwych czarodziejów i deportował się do ministerstwa.
*********************************************************************
- Naprawdę panie McMillan. Takie zachowanie jest niedopuszczalne. - głos Pomony Sprout przezwyciężył gorące komentarze uczniów i nauczycieli.
- Niedopuszczalne jest to co się dzieje. Zabijają niewinnych wśród nas, bo zgadzamy się na ukrywanie głównych sprawców całej tej sytuacji. Oddajmy im Malfoyów i po sprawie.
- Proszę natychmiast cofnąć to co pan powiedział. - przed ojcem Erniego stanął Horacy Slughorn. - Niech pan daruje sobie komentarze, na temat spraw, które go nie dotyczą.
Kłótnię przerwało wkroczenie do wielkiej sali dyrektorki szkoły Minerwy McGonagall. Czarodziejka szła szybkim krokiem wyraźnie zdegustowana całą sytuacją.
- Co tu się dzieje? - cichy ton wystarczył by ucichły reszty rozmów.
- Pan McMillan przeczytał dzisiejszy artykuł Proroka Codziennego o państwu Malfoyach i postanowił, że trzeba coś z tym zrobić. - nauczycielka zielarstwa patrzyła na mężczyznę z wyraźną niechęcią.
- Chce, abyśmy oddali Narcyzę Włochom i ujawnili im miejsce pobytu Dracona.
- Ależ to niedorzeczne...Zabiją ich - dyrektor wyrzuciła szybko.
- Ale odejdą i nie będzie więcej ofiar.
Minerwa McGonagall wzięła głęboki oddech.
- Dziękuję za okazanie godnej podziwu aktywności obywatelskiej, ale to nie pan odpowiada za politykę ministerstwa i szkoły. Proszę opuścić teren szkoły. - mówiła cichym głosem. Brzmiał w nim jednak gniew i stanowczość.
Mężczyzna odwrócił się i łopocząc szatą, wyszedł nie oglądając się.
- Wracać na zajęcia! - dyrektor zawołała machając dłonią na Slughorna i Flitwicka.
*********************************************************************
- Jak zginął? - Harry zapytał, gdy wyszedł wraz z niewymownym z pokoju z ciałem czarodzieja, którego myślał, obezwładnił.
- Nie potrafię powiedzieć dokładnie. Mugole nazwaliby to udarem, ale to był młody mężczyzna. Doszło do pęknięcia żyłki w jego mózgu. Nagle i szybko jakby...
- Sam to zrobił magią... - dokończył Potter.
- Dokładnie. Czytałem kiedyś o czymś takim, ale od wielu setek lat nie widziano takiego samobójstwa. Niczego się od niego dowiemy. - pokręcił głową rozwiewając nadzieje aurora.
- Dziękuję. Muszę już iść... - chciał odwiedzić Dracona.
Niewymowny kiwnął głową.
- Będę szukał informacji, ale niczego nie obiecuję.
Harry uśmiechnął się ponuro i obrócił w miejscu.
- Draco - powiedział cicho kierując się w stronę salonu. Zobaczył tam jak blondyn siedzi na kanapie patrząc się na swoje dłonie. Był świadom obecności Harry'ego, ale nie wiedział co powiedzieć.
Potter podszedł i usiadł obok niego. Przytulił go i wyszeptał.
- Wszystko będzie dobrze. - Poczochrał mu włosy.
- Nie będzie... - Draco warknął, ale nie odsunął się.
- O co chodzi?
- O ciebie...o mnie...i o pieprzoną magię...!
Harry pokręcił głową, ale pozwolił kontynuować.
- Potter, szczerze co do mnie czujesz?
Brunet wiedział, że będzie musiał odpowiedzieć na takie pytanie. Spojrzał blondynowi prosto w oczy.
- Czuję, że chcę być blisko ciebie, wspierać cię w trudnych sytuacjach. Śmiać się i płakać z tobą. Być tam gdzie ty będziesz mnie potrzebował.
Draco prychnął. Usłyszał idealną definicję przyjaźni.
Harry wiedział, że nie powiedział wszystkiego co czuje.
- Być z tobą dla ciebie i dla...siebie. Kocham cię fretko. - Harry złapał Dracona za dłonie.
Chłopak rozszerzył oczy zdziwiony. Nie wiedział co się stanie z nim samym, z jego mocą. Wtulił się w Harry'ego i oddychał głęboko.
*********************************************************************
Jedyną osobą szczęśliwą z otaczających ją wydarzeń wydawała się być ona. Joanna Zabini przekręciła kolejną stronę Proroka Codziennego pijąc lampkę wina. Jej intryga zadziała idealnie. Wplątała ministerstwo w walkę na dwa fronty. Odłożyła gazetę schodząc do piwnicy. Z lekkim zaskoczeniem znalazła tam tylko jedną skrzynkę win. Szybko obróciła się w miejscu znajdując się w następnej chwili na Pokątnej.
Weszła do znanej winiarni podchodząc do właściciela, u którego zawsze zamawiała nowe zapasy.
- Podobno Potter się z nim całował... - Joanna przystanęła kilka kroków od wejścia do kuchni. Potter nie jest gejem, pomyślała.
- Tak, z Malfoyem. Ale po tym co się działo... Ktoś powinien mu powiedzieć.

Informacja o orientacji Pottera nie zszokowała jej tak bardzo jak fakt, z kim złote dziecko się związało. Kolejny pomysł zakwitł w głowie kobiety wywołując na jej twarzy uśmiech.
- Nietrzeźwym nie sprzedajemy...- usłyszała głos młodej dziewczyny, która minę matki Blaise'a uznała prawdopodobnie za skutek upojenia alkoholowego.
- Zawołaj szefa gówniaro! - powiedziała krótko.

2 komentarze:

  1. Hej, cudowny rozdział *-* Nie mogę się doczekać następnego, czy wiesz już kiedy mniej więcej się pojawi?? Mam nadzieję, że szybko ;** Życzę weny ~Szanowna Muffliato

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne :) Coraz bardziej się rozkręca xd

    OdpowiedzUsuń