niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 4 "Rana"

- Crucioo - Bellatrix po raz kolejny uderzyła zaklęciem Alberto. Chłopak był wrakiem człowieka. Torturowany, powoli tracił świadomość i resztki sił. Martwym wzrokiem patrzył na kobietę doszukując się najmniejszej oznaki litości. Nie znalazł jej, z oczu pociekło mu kilka łez.
- Żałosne, jaki z ciebie mężczyzna - zadrwiła śmierciożerczyni i machnęła różdżką. Z bruneta opadły sznury, ale ten padł na podłogę oddychając ciężko. - Oczywiście jesteś świadomy, że cię stąd nie wypuszczę? Na początku się pobawimy, a potem zabiję cię, gdy sam będziesz błagał o zaklęcie uśmiercające. Zacznijmy. Confringoo - klątwa odrzuciła młodzieńca wybijając mu ząb. Młody czarodziej jęczał żałośnie. W głowie miał mnóstwo nieskładanych myśli, godziny tortur niszczyły jego młodą psychikę. Bellatrix była urodzoną sadystką, każda klątwa działała o wiele mocniej, bo sprawiała jej przyjemność. Kobieta zamierzała dokonać z Alberto, tego czego nie udało się jej dokonać z Longbotomammi. Sprawić, by błagał o śmierć, by resztką sił psychicznych i fizycznych prosił o skończenie bólu.
- Sempo - cienki promień wbił się w brzuch czarodzieja wywołując wymioty. Alberto płakał załamany bólem i wstydem.
Bellatric podeszła do niego.
- Powiedz mi, czego w tej chwili pragniesz, czego chcesz? - nachyliła się nad nim.
- Draco... - wykrztusił i zakaszlał plując krwią.
- Zajmie twoje miejsce niedługo... - Bellatrix odwróciła się i z uśmiechem rzuciła kolejne zaklęcie tortujące na swojego więźnia.
- Niedługo wrócę - po czym trzasnęła drzwiami.
Alberto rozpaczliwie łapał oddech. Odzyskując stopniowo kontrolę nad wykończonym ciałem, podczołgał się do kąta w pokoju. Był głodny i spragniony. Marzył, by po raz ostatni zobaczyć Draco, nawet z daleka mieć go przed oczyma. Wiedział jednak, że żywy już nie opuści tego pokoju. Nawet, gdyby miał różdżkę, czuł że nie rzuciłby żadnego silnego zaklęcia. Magia uchodziła z niego z każdą kolejną godziną tortur. Chłopak był świadom, że umrze. Chciał jednak pokazać Bellatrix, że nie jest słaby, że jest mężczyzną. Wziął głęboki oddech i wpatrzył się w drzwi. Czekał na nią. Chciał aby wiedziała, że się nie podda. Poczuł jednak nagły ból uciskający mu tył głowy. Zmęczenie ogarniało całe jego ciało. Chciał walczyć, ale nie potrafił. Z cichym jękiem padł nieprzytomny na podłogę.
****************************************************************************************
Harry po raz kolejny aportował się w ministerstwie. W ostatnich dniach ciągle kursował między swoim wydziałem, rezydencją Malfoyów, świętym Mungiem i domami byłych śmierciożerców. Dochodziło południe, młody auror nie spał kilkanaście godzin, a eliksir wigoru wcale nie pomagał. Chłopak właśnie wrócił z domu Malfoyów,gdzie dyskutował z Narcyzą o zaklęciach, jakie rzuciła na dom. Większość była czarnomagiczna, ale czarownica nie chciała ich zdjąć, bojąc się siostry. Harry doskonale to rozumiał.
Teraz siedział przy swoim biurku wypełniając zaległe papiery. Sterty piętrzyły się na biurku, niebezpieczne się chwiejąc. Gdy Harry odłożył jedną kartkę, cała góra papierów zaczęła spadać.
- Impedimento - łagodny głos zatrzymał godziny harówki aurora i delikatnie uniósł je z powrotem na biurko.
- Dziękuję - chłopak uśmiechnął się do pomocnika, którym okazał się sam minister magii.
- Potter, wiem że zależy ci na schwytaniu Bellatrix Lestrange, ale nie możesz się przemęczać. Wyglądasz jak wrak, słaniasz się na nogach, nie możesz tak pracować. Oficjalnie nakazuję ci - Kingsley położył nacisk na ostatnie słowa, gdy Harry zaczął protestować - żebyś wrócił do domu i się wyspał.
Po minucie wewnętrznej walki Harry zrozumiał, że były auror ma rację. Dziękując, schował papiery i deportował się z ministerstwa.
Grimmauld Place ciągle było dość ponurym miejscem. Mimo, iż Stworek był teraz bardzo posłuszny swojemu nowemu panu, a Hermiona pomogła  urządzić mieszkanie w stylu przyjaciela, stare domostwo zionęło czarną magią i charakterem rodu, który dom zbudował.
Harry wyczerpany zawiesił płaszcz na wieszaku i udał się do kuchni.
- Harry Potter sir. Wreszcie w domu, w sam raz obiad. Siada, siada - stworek odsunął panu krzesło i podał talerz.
Po kilku minutach w całym domu unosił się zapach gulaszu i świeżo pieczonego chleba. Harry z uśmiechem pałaszował posiłek, ciesząc się z chwil odpoczynku. Przymknął oczy czekając na deser. Gdy skończył posiłek, odetchnął zadowolony. Poczuł jak z lego ciała uchodzi głód i pragnienie. Wiedział, że musi odpocząć, aby móc bardziej skupić się na pracy. Złapanie Bellatrix Lestrange na pewno nie było zadaniem na kilka dni. Była służka czarnego pana była potężną czarownicą i każdy musiał się z nią liczyć. Gdy młody auror miał się kłaść na kilka godzin, usłyszał pukanie do drzwi. Zdziwiony, wyciągnął różdżkę. Podszedł każąc zostać Stworkowi.
W drzwiach stali Ron z Hermioną. Trzymali się za ręce uśmiechając się do przyjaciela. Harry szybko ich wpuścił prowadząc do salonu. Stworek przyjął gości, tak że Harry tylko usiadł w fotelu i czekał. Gdy usiedli, zapytał.
- Miło, że przyszliście. Co was do mnie sprowadza? - uśmiechnął się do Rona.
Hermiona złapała oddech.
- Chcieliśmy zaprosić cię... - zaczęła
-.. Zaprosić na nasz ślub - rudy chłopak wstał.
Harry spojrzał zdziwiony. Spodziewał się, że przyjaciele będą chcieli się pobrać, ale nie sądził, że to stanie się tak szybko. Na pewno będą chcieli pomocy, pomyślał. Oczywiście chciał im pomóc, każdym sposobem, ale ostatnie dni w pracy go wymęczyły. Spojrzał na nich zmęczonym wzrokiem i uśmiechnął się na siłę.
Nie uszło to uwadze Hermiony. Dziewczyna zawsze bez problemu odczytywała emocje przyjaciela, patrzyła na stół, ale mówiła do Harrego.
- Chyba nie masz nic przeciwko? - jej głos lekko drżał
Harry zaczął machać rękoma - Nie, to nie tak. Nie mam nic do waszego ślubu, bardzo się cieszę. Po prostu mam urwanie głowy w ministerstwie... - urwał czując przypływ zmęczenia.
Ron poklepał kumpla po ramieniu
- Tata mówił, że macie w ministerstwie jakieś poważne śledztwo, ale nie powiedział o co chodzi. Cały on. Co się dzieje Harry?
Młody auror złapał się za głowę
- Bellatrix Lestrange ożyła i porwała kochanka Malfoya. Znikli jak kamfora, a Draco leży  w świętym Mungu - powiedział beznamiętnie.
Hermiona uniosła uszy słysząc Draco. Harry nigdy nie mówił o nim po imieniu. Bellatrix Lestrange, to imię i nazwisko wbiły się w głowę dziewczyny. Doskonale pamiętała jak śmierciożerczyni torturowała ją chcąc się dowiedzieć skąd mieli miecz Gryffindora. Pamiętała jej obłąkańczy śmiech i potężne zaklęcia jakich używała. Była gryfonka wzięła głęboki oddech.
- To był horkruks? - zapytała przeczuwając odpowiedź.
Harry tylko kiwnął głową. Miał już dosyć pytań i spojrzeń. Chciał tylko odpocząć. Oparł się o wezglowie fotela.
- Kiedy odbędzie się ślub?
Hermiona zaśmiała się.
- Nie musisz się wysilać Harry. Przyjdziemy jak sytuacja trochę się poprawi.
Ron spojrzał lekko zaniepokojony
- Ee.. Znaczy przekładamy ślub?
Hermiona uniosła oczy
- Ronaldzie Weasley czemu ja się z Tobą zadaję? Wychodzimy - złapała go za dłoń i wyszła z pokoju.
Harry odetchnął głęboko i padł na kanapę.
Młody auror nie spał dobrze. W głowie latało mu mnóstwo nieskładnych myśli. Nie mógł usnąć, dopóki w głowie nie pojawił mu się Draco. Blondyn leżał na ziemi trzymając różdżkę. Nad nim stało kilka zamaskowanych postaci. Jedna z nich zdjęła maskę. Była to Bellatrix Lestrange, zaśmiała się.
- Nadszedł czas, abyś podzielił los Alberto. - podniosła różdżkę.
Harry obudził się leżąc na podłodze i czując ból w stłuczonym udzie. Początkowo nie potrafił rozeznać co się dzieje. Kiedy przypomniał sobie sen, natychmiast deportował się do Św. Munga.
Przy recepcji było mało ludzi. Auror pobiegł na oddział Zachariasza Smitha. Nie pytając nikogo pchnął drzwi i wpadł do środka.
- Co to ma znaczyć?? - Kierownik oddziału doskoczył do Harry'ego i złapał go za szaty.
- To nie ministerstwo - warknął nie puszczajac.
- Zostaw go - z tyłu sali dobiegł cichy delikatny głos. Harry odwrócił się i zobaczył Draco. Młody czarodziej leżał wyciągnięty na łóżku z książką w ręku. Miał na sobie jedwabną, zieloną piżamę co świadczyło, że odwiedziła go Narcyza.
Zachariasz puścił aurora i kręcąc głową wrócił do swojego gabinetu. Harry lekko się zarumienił i podszedł do byłego ślizgona. Usiadł na stołku i spuścił wzrok.
- Zazwyczaj to odwiedzający odzywa się pierwszy - zauważył Draco po chwili milczenia.
- Tak, to znaczy.. Jak się czujesz? - podniósł głowę.
- Dostałem klątwą i dwa dni leżałem nieprzytomny, po czym ten przerośnięty konował robił mi wszystkie badania znane czarodziejskiemu światu. Uświadomił mnie też, że zostałem uratowany przez samego wybrańca. Znowu... Wczoraj przyszła matka i w końcu pozwoliła zdjąć mi te szpitalne szmaty i ubrać się w coś godnego Malfoya. - Draco uśmiechnął się kładąc wygodniej głowę na poduszce.
Harry odwrócił wzrok, z tego co usłyszał, wnioskował że Draco nie wie nic o Alberto. Narcyza widocznie wolała milczeć. Auror wiedział, że powinien to zrobić.
- Draco... wtedy w twoim domu, gdy Bellatrix cię oszołomiła i zemdlałeś...
Draco machnął dłonią
- Matka mówiła mi, że Alberto uciekł. Skontaktuje się ze mną w najbliższym czasie.
- Uciekł... - Harry powtórzył nie mogąc zrozumieć czemu Draco tak powiedział.
Blondyn spojrzał w oczy odwiedzającego i zaczął drżeć.
- Ty wiesz, gdzie jest Alberto. On nie uciekł, tak? - Draco złapał Harrego za dłoń.
- Alberto...znaczy Bellatrix... - Harry zaczął się jąkać nie mogąc spojrzeć mu w oczy.
- Gdzie on jest??!! - Draco podniósł się siadając na łóżku nie zważając na ból głowy. Oczy zaczęły mu niebezpiecznie drgać.
- Bellatrix porwała Alberto - wyrzucił były gryfon.
- To niemożliwe... - szepnął Draco kładąc twarz w dłoniach. - Alberto, ja go kochałem...kocham... - z oczu blondyna zaczęły lecieć łzy. Objął ramionami Harrego i przytulił się płacząc mu w szatę. Brunet delikatnie go przytulił i gładził po plecach.
- Odnajdziemy ich. Wszystko będzie dobrze Draco - szeptał Harry cicho.
- Nie będzie dobrze... Ona jest gorsza od czarnego pana. Nie wypuści żadnej ofiary - krzyczał Draco coraz bardziej zbliżając się do twarzy Harrego.
- Nikt nie chciał ze mną być z miłości. Blaise Zabini, mój ojciec pożyczył jego ojcu pieniądze. Anthony, wiedział że jestem śmierciożercą - Draco zaczął wymieniać - Cedrik, pomogłem mu w turnieju trójmagicznym. Wszedł mi do łóżka chcąc tylko seksu. Dopiero Alberto...Alberto mnie kochał, dbał o mnie. Pomógł mi, gdy byłem chory. Wspierał, gdy szukałem pracy. Zabierał mnie do mugolskich restauracji, pokazał mi świat jakiego nie znałem. Nie chciałem znać. Teraz go nie ma, nie ma miłości. Jest tylko ta ślepa kurwa, los... - Harry nic nie powiedział, gdy tuż przy jego ustach znalazły się ciepłe, wilgotne usta Draco. Zamknął oczy czując brwi blondyna.
- Draco, co ty...?
Były śmierciożerca położył mu palec na ustach i zatopił swoje usta w ustach auorora. Harry nie mógł złapać oddechu, złapał się piżamy Draco nie mogąc i nie chcąc przerwać pocałunku. Język blondyna zdominował jego język doprowadzając Harrego do dreszczy i cichego jęku.
- Odejdź - warknął Draco odsuwając twarz i odwracając się.
Harry łapał oddech, popatrzył na blondyna i zaczerwienił się.
- Zdrowiej Draco - wyszeptał i opuścił salę. Ciągle myślał, czemu Draco go pocałował. Czemu ten pocałunek mu się podobał. Nie mogę być gejem, powiedział sobie i deportował się do ministerstwa.

6 komentarzy:

  1. Gratuluje nominacji Liebsten Award, więcej informacji:
    http://hp-po-drugiej-stronie.blogspot.com/2013/12/liebsten-award-v.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Super blog! Rewelacja! Czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Alberto och czemu czemu, Draco sie załamie, jeszcze Narcyza okłamala go że jest dobrze, nic mu nie grozi i ten pocałunek...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń