piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział XII - Narodzony by kochać.

Przypomnij mi proszę. Po co my tu jesteśmy? niski mężczyzna w zwykłych jeansach i szarej kurtce przyklęknął niedaleko niskiego pnia biorąc do dłoni kawałek odłamanej kory. Spojrzał na swojego towarzysza. Był to wysoki, wysportowany brunet. Na piersi widniała mu odznaka policyjna.
Musimy sprawdzić zgłoszenie... zapytany komisarz odparł kręcąc głową.
Które dostaliśmy od jakiegoś menela z patykiem za pasem.
Obaj się roześmiali przypominając sobie wczorajszy wieczór. Starszy z nich, komisarz John Frace przyjął zdenerwowanego mężczyznę z niższej klasy społecznej, który zapierał się, że w lesie słyszał krzyk młodego chłopaka. Policja musiała sprawdzić czy to prawda, nawet jeżeli sam składający zeznanie, wydał im się podejrzany.
No nic. Ruszajmy i przeszukajmy ten lasek. Jeśli niczego nie usłyszymy, wracamy komisarz klepnął podwładnego w ramię i sam odwrócił się. Zamrugał widząc mężczyznę, który przyszedł na posterunek. Widział jak ten wchodził do baru i nie mógł tak szybko ich dogonić. Na pewno nie posiadał samochodu.
Co pan tu robi? policjant zaczął podchodzić do dziwnie uśmiechniętego i pewnego siebie przybysza.
Przyszedłem na grzyby odpowiedział zanosząc się śmiechem. Gdy policjanci spojrzeli po sobie, zamilkł. Ale jak widzę, będę miał coś lepszego...
Pan jest pijany... Komisarz wyciągnął dłoń, by złapać mężczyznę za ramię. W następnej chwili znalazł się na ziemi kilka metrów dalej. Jego ręka była wykrzywiona pod dziwnym kątem. Drugi policjant wyciągnął broń i zamarł. Stał nie przed pojedynczym mężczyzną, ale grupą mężczyzn i jedną kobietą o dziwnie bladej twarzy i rozczochranych włosach. Sam spotkany zmienił swój wygląd.
Yaxley z wyraźną radością wyciągał różdżkę.
Co to znaczy? Kim wy jesteście? Ręce do góry! policjant krzyknął odbezpieczając pistolet. Bellatrix Lestrange prychnęła i bez strachu podeszła do policjanta. Machnęła dłonią nad jego pistoletem, który zniknął jak zaczarowany.
Młody funkcjonariusz cofnął się upadając na przełożonego.
Incarcerus grube sznury oplotły ciała policjantów uniemożliwiając im jakiekolwiek ruchy.
Kim jesteście? Czego...chcecie? komisarz walczył z pętami.
Ohh bez obaw. Chcemy was tylko złożyć w ofierze. Yaxley wysunął się na przód grupy. Bellatrix zaśmiała się chłodno.
Biedni mugole nie oglądali bajek o złych czarodziejach? zacmokała podchodząc do skrępowanych mężczyzn. Właśnie znaleźliście się w jednej...
Adam Falley machnął lekceważąco dłonią.
Góra dwa dni i będziecie martwi. Nawet nie zdążycie pocierpieć.
Mężczyźni przerażeni zaczęli krzyczeć wołając o pomoc. Gdy jednak nikt nie nadchodził, były uczeń Durmstrangu złapał policjantów i razem z nimi deportował się do domu Bellatrix Lestrange.

***

Crucioo Bellatrix krzyknęła celując różdżką w wychudzone ciało Ollivandera. Stary różdżkarz z trudem łapał oddech. Odpowiedz starcze...
Mężczyzna powoli pokręcił głową. Śmierciożerczyni podniosła różdżkę.
Avada...
Potrzebujesz krwi tego, który go pokonał... Musisz zabić mugoli i zdobyć serce chimery... starzec wyznał prawdę. Nie bał się śmierci, ale nie potrafił znieść bólu dręczącego jego stare ciało.
Bellatrix spuściła wzrok. Musiała upolować chimerę. Nie była mistrzynią w historii magii, wiedziała jednak, że tylko jednemu czarownikowi udało się pokonać chimerę, ale zaraz po tym sam zginął z wyczerpania. Znając umiejętności swoich pomocników, kobieta wiedziała, że żaden z nich nie sprosta potworowi. Śmierciożerczyni odgarnęła z czoła włosy i ponownie podniosła różdżkę.
Nie zabijesz mnie... słaby głos wyrwał się z gardła czarodzieja.
Czemu nie? różdżka niebezpiecznie drgała.
Powiedziałem ci co masz zrobić, pomogłem.
Co nie zmienia faktu, że nie żywię do ciebie żadnych uczuć starcze... Avada Kedavra! stare ciało poderwało się kilka metrów w górę upadając później bezwładnie na podłogę. Bellatrix schowała swoją różdżkę, w głowie mając grecką bestię o głowie lwa, tułowiu kozy i ogonie smoka. Musiała zdobyć jej serce i miała plan jak tego dokonać.
Mortius - zawołała cicho i po chwili pojawił się przed nią piękny feniks. Odwrócił wzrok od pani obserwując okno. Musiał być wierny czarownicy, ale nie musiał jej lubić.
Śmierciożerczyni zignorowała ten pokaz.
Mamy misję do wykonania, więc bądź grzeczny albo wystawimy na próbę twoją nieśmiertelność.
Cichy pisk ptaka wywołałby płacz w każdym człowieku, który go by usłyszał. Głos pełen żalu i smutku dało się słyszeć w całym domu.
Usłyszał go również Alberto. Chłopak załamał się czując, że ktoś jest w takiej samej sytuacji jak on.
Już nie narzekaj... kobieta złapała feniksa za ogon i deportowała się na jedną z wielu wysepek Grecji.

***

Lucjusz otworzył oczy. Znajdował się w swojej celi w północnym skrzydle Azkabanu.
Po kilku sekundach patrzenia w sufit, zszedł z łóżka i stanął przy oknie. Widział morze, niekończącą się taflę gładkiego morza. Dziękował bogom, że więzienia nie strzegli już dementorzy. Mógł w spokoju myśleć i pogrążać się w wspomnieniach. Przez jego głowę przelatywały dziesiątki, setki wspomnień. Niektóre boleśnie odznaczyły się na jego życiu. Do końca życia będzie sobie wypominał jak posłuchał Narcyzy by zostać w swoim domu w Anglii po bitwie o Hogwart. Uwierzył jej, że Czarny Pan wygra i wtedy oni przyjmą go jak bohatera.

***

Mężczyzna chodził od ściany do ściany salonu w dłoni trzymając pusty już kielich wina. Narcyza dyrygowała w kuchni skrzatami, które przygotowywały ucztę. Lucjusz wypuścił z dłoni kryształowy kielich, gdy poczuł przełamanie zaklęć antydeportacyjnych. Wierząc, że to Voldemort z poplecznikami, wyszedł im naprzeciw z rozłożonymi ramionami. Zdołał jedynie usłyszeć: Brać go... gdy poczuł silne uderzenie w nogi i upadł kilka metrów dalej. Szybko jednak wyjął nową różdżkę i wstał. Nie zamierzał się poddawać bez walki. Zauważył, że stoi przed nim czterech aurorów. Wszyscy wyjęli różdżki celując w Lucjusza. Mężczyzna zażarcie się bronił. Długim machnięciem różdżki wytrącił różdżkę jednemu z aurorów. Odwrócił się czyniąc różdżką znak półkrzyża. Promień dosięgnął celu i zapalił żywopłot za bezbronnym aurorem.
Brudni, nędzni, szlamowaci... warknął ponownie podnosząc różdżkę.
Odłóż różdżkę i na kolana! usłyszał głos z tyłu. Powoli odwrócił głowę, patrząc z przerażeniem jak auror trzyma różdżkę przy gardle Narcyzy. Malfoy pokręcił głową i uśmiechnął się wykonując skomplikowany ruch różdżką. Po chwili auror padł jak długi, a za nim stał przerażony skrzat domowy, który polecenie wykonał bez wielkiej euforii.
Lucjuszu... Błagam, odłóż różdżkę Narcyza sama prosiła męża o złożenie broni. Ten zawahał się i podszedł w stronę żony. To wystarczyło by dwójka pozostałych aurorów wycelowała w czarodzieja.
Petrificus Totalus cichy głos i zaklęcie sparaliżowały mężczyznę.
Incarcerus grube sznury oplotły jego ciało łamiąc różdżkę. Po kilku minutach przed domem pojawiła się grupa uderzeniowa pod dowództwem Shaklebolta. Zabrali ciała, Lucjusza i deportowali się bez słowa.
Narcyza upadła na ziemię. Jej głowa niebezpiecznie nachylała się nad kamieniem, gdy złapał ją Draco.
Co się stało? Gdzie ojciec? chłopak podniósł matkę i razem usiedli na trawie.
Zabraliśmy go...Tak jak ciebie teraz blondyn podniósł głowę i zobaczył aurora celującego do niego z różdżki z nienawiścią wymalowaną na twarzy. Kręcil głową przerażony, nie wyrywał się, błagał jedynie o litość, wybaczenie. Nie mógł spojrzeć w załamane oblicze matki.
Wrócimy... powiedział cicho tuż przed deportacją.

***

Silne ręce wrzuciły Dracona do celi w ministerstwie. Zanim chłopak zorientował się co się dzieje, pochwyciły go ramiona.
Draco... co ty tu robisz? Miałeś uciekać do Włoch... Lucjusz trzymał syna przeklinając się w myślach za usłuchanie żony.
Kończyłem się pakować, gdy usłyszałem walkę. Przejdziemy przez to razem ojcze... blondyn spojrzał pewnie na zagniewane oblicze ojca. Lucjusz zamierzał odpowiedzieć, gdy do celi wszedł urzędnik.
Malfoy senior, za mną...
Czarodziej kiwnął głową, poklepał syna po ramieniu i opuścił celę.
Po kilku minutach siedział w sali przesłuchań naprzeciw Percy’ego Weasleya i podrzędnego urzędnika. Wiedział, że to nie służy mu dobrze. Za czasów panowania Voldemorta nad ministerstwem, śmierciożercy bez skrupułów wykorzystywali urzędników.
Imię i nazwisko? Percy zadał pierwsze pytanie.
Lucjusz Malfoy II.
Imiona rodziców?
Abraxas Malfoy i Helena Bodeauir.
Wiek? Percy wydawał się nudzić przesłuchaniem. Bawił się piórem nawet nie patrząc na śmierciożercę.
53 lata mężczyzna wycedził cicho.
Stan cywilny?
Żona Narcyza Malfoy i syn Dracon Malfoy.
Miejsce zamieszkania?
Lucjusz prychnął pogardliwie. Zrozumiał sens pytania. Ministerstwo zamierzało skonfiskować cały jego majątek.
Kilkanaście lat wcześniej dopilnował by w żadnym razie jego rodzina nie straciła Malfoy Manor, ale ich pozostałe domy, majątki musiały zostać ujawnione.
Malfoy Manor. Posiadam też pałac na Cyprze, willę w Wenecji, współdzielę z żoną dolinę smoków w Rumunii, wydzierżawiam ziemię w południowej Anglii, na której stoi stadion qudditcha naszej reprezentacji, jestem właścicielem pól uprawnych w hrabstwie Somerset, gdzie hodowane są cenne rośliny... Zakupiłem ziemię pod Londynem, gdzie miało powstać mauzoleum dla śmierciożerców i w dalekiej przyszłości Czarnego Pana czarodziej długo wahał się nad tym. Kiedy Bellatrix przyszła do niego z taką propozycją, wyśmiał ją. Doszedł jednak do wniosku, że tym udobrucha Czarnego Pana. Faktycznie, Voldemort dał mu nową różdżkę, pozwolił na więcej swobody.
Percy wydawał się być zadowolonym z tego co usłyszał. Zanim zadał kolejne pytania, podał przesłuchiwanemu buteleczkę.
Wypij rzucił krótko.
Lucjusz wypił podane mu veritaserum i poczuł niemiłe uczucie w głowie. Zataił fakt istnienia małej rezydencji w Polsce. Nigdy nie interesował się specjalnie tym krajem, ale wiedział, że tak daleko od Anglii jest to bezpieczne miejsce w razie kłopotów. Miał nadzieję, że już nie zapytają go o majątek.
Jesteś śmierciożercą?
Tak mechaniczna odpowiedź lekko zmniejszyła ból.
Jak długo?
Od ukończenia Hogwartu. Razem z Bellatrix Lestrange, Mulciberem i Dołohowem stanowiliśmy pierwszą grupę Czarnego Pana.
Potwierdzasz, że za czasów terroru tego, którego imienia nie wolno wymawiać, przewodziłeś atakom na społeczność mugolską?
Potwierdzam... uśmiechnął się do chłopaka, w jego uznaniu zdrajcy krwi.
Przesłuchanie trwało jeszcze kilka minut. Lucjusz czuł ból głowy, ale dla syna i żony wytrzymał efekty wypicia serum prawdy.
Dziękujemy panie Malfoy. Nie jest to jeszcze proces, ale może być pan pewien dożywotniego pobytu w Azkabanie... Percy wstał od stolika i machnął dłonią, by zabrano śmierciożercę sprzed jego oczu. Lucjusz pozwolił się prowadzić.
Rzucał nieprzychylne spojrzenia mijanym osobom, śmiał się w twarz czarodziejom mugolskiego pochodzenia, którzy odzyskali pracę. Był świadom, że kilka dni wcześniej klękali przed nim na kolana. Nie wstydził się swojej przeszłości, służby Czarnemu Panu. Irytował go jedynie fakt, że dał się złapać i nie mógł wywinąć się sprawiedliwości. Jego wpływy osłabły i to wywoływało u niego gniew, który okazywał śmiejąc się, gdy przechodził obok szybko zbudowanego pomnika równości, znaku tolerancji magicznej między istotami i wszystkimi ludźmi.
Splunął na niego z odrazą.
Proces w Wizengamocie był farsą. Przeciw niemu przemawiał sam minister, a za obrońcę dano mu pokrakę ledwo po szkole, który wydawał się zgadzać nawet z oskarżycielami.
W połowie procesu Lucjusz wstał z krzesła.
Skończmy tą kpinę z prawa, zanim posuniemy się o krok za daleko... zaczął mówić i odepchnął na bok swojego obrońcę, który zatoczył się niebezpiecznie byłem śmierciożercą, wspomagałem Czarnego Pana, czekałem na jego powrót i żałuję jego odejścia. Nie żałuję swoich zbrodni, nie usłyszycie ode mnie przeprosin, marne imitacje czarodziejów, niegodne noszenia różdżek...Jeszcze miesiąc temu lizaliście mi buty, a teraz napawacie się władzą jakiej wam udzielono. Dajcie mi to dożywocie, żebym nie musiał oglądać waszych żałosnych twarzy bando tchórzy... po czym wrócił na swoje miejsce. Gdy wokół niego zatrzepotały łańcuchy, pogardliwie westchnął. Założył nogę na nogę i czekał na wyrok.
Kingsley Shacklebolt pod koniec procesu powstał ze swojego miejsca.
Lucjuszu Malfoy II, zostajesz skazany na dożywotni pobyt w Azkabanie. Twoje dobra zostaną przejęte przez ministerstwo w celu zadośćuczynienia ofiarom wojny. Wyprowadzić go!

***

Kilka pojedynczych mrugnięć i Lucjusz ponownie skoncentrował się na rzeczywistości. Wyjrzał przez okno zastanawiając się jak daleko jest od domu. Teraz bliżej było mu do jego posiadłości w Polsce. Wiedział jednak, że nie ma najmniejszych szans na ucieczkę.
Nie było Czarnego Pana, dementorów. Byli nieprzekupni strażnicy i potężne zaklęcia uniemożliwiające deportację czy jakikolwiek inny sposób na opuszczenie więzienia.
Zbliżała się pora obiadu. Mężczyzna opadł na prowizoryczne łóżko i utkwił wzrok w drzwiach. Nie jadł codziennie, bo nie potrafił się zmusić do przełknięcia pomyj, jakie im podawano. Czasem jednak musiał jeść. Ograniczał się do dwóch posiłków na tydzień i ten dzień właśnie nadchodził. Po kilku minutach drzwi otworzyły się szeroko i stanął w nich strażnik. Był nowy.
Wysoki chudy mężczyzna niezbyt dobrze ubrany. Przed sobą lewitował talerz z posiłkiem.
Nie wiedzie ci się chyba zbyt dobrze? Lucjusz ogarnął swoje zniszczone już włosy znad czoła.
Co cię to obchodzi śmierciożerco? strażnik odwrócił się, ale nie wyszedł.
Nic... Mógłbym jednak polepszyć twój los Lucjusz nie tknął posiłku, ledwo potrafił na niego patrzeć.
Jak? I sądzisz, że w zamian cię uwolnię? Czarna magia pozbawiła cię zdrowego rozsądku.
Głupcze... Gdybyś wiedział ile możesz dzięki niej osiągnąć, inaczej byś mówił. Gardzisz Czarnym Panem? Bałeś się go, wszyscy się baliśmy, a jednak był potężny i każdy chciałby takiej mocy. Większość ludzi jednak się boi, zasłania gadkami o moralności, zgubieniu dla każdego czarnoksiężnika, konsekwencjach, nienawiści. Powiesz mi, że nigdy nikogo nie nienawidziłeś? Kochałeś swoich wrogów? Dziękowałeś im za ból, który ci zadają? Nie chciałeś zemścić się? Pokazać swoją wyższość? Po prostu się bałeś, boisz ciągle...Nie ma wielkości bez ofiary, a strach może być jedynie przed śmiercią... Malfoy doskonale wiedział jak zagrać na emocjach strażnika. Znał ludzi i wiedział jak nimi rządzić, naginać do swojej woli. ... Chyba, że całe życie chcesz pilnować odważniejszych od ciebie, tych, których się boisz.
Strażnik odwrócił się. Miał zmieszany wyraz twarzy. Widać było na niej strach, ale i ciekawość, gotowość do odmiany swojego losu.
Podszedł do Lucjusza i przełknął ślinę.
Mam ci pomóc uciec?
Oczywiście, że tak idioto! Ale mnie samego złapią od razu. Wiem jak tu wszystko działa. Oddaj różdżki wszystkim więźniom z tego bloku. Później trochę się pokiereszuj i wytłumaczysz, że zaatakowano cię ręcznie przy podawaniu obiadu.
Strażnik kiwnął głową, wytarł pot z czoła i powoli zbliżył się do drzwi celi.
Idź kupo smoczego łajna, marna imitacjo czarodzieja!
Lucjusz nie musiał długo czekać na efekty. Po dwóch minutach na podłodze przed nim znalazła się jego różdżka. Mężczyzna zaśmiał się i wysadził drzwi celi. Bez problemu wtopił się w tłum więźniów walczących z nadchodzącymi strażnikami. Szedł na przód, aż natrafił na strażnika, który mu pomógł. Stał przed dwoma zdezorientowanymi więźniami.
To ja pomogłem wam uciec. Zaprowadźcie mnie do Lucjusza Malfoya... O jesteś na jego twarzy pojawiła się ulga. Podszedł do mężczyzny.
Crucio Lucjusz skierował różdżkę na swojego niedoszłego pomocnika.
Aahh...czemu to zrobiłeś? Pomogłem ci...
W odpowiedzi usłyszał śmiech.
Jestem pod wrażeniem. Tak zodważniałeś, że nawet śmierci się nie boisz. To cię zgubiło przyjacielu.
Nie, proszę...nieeee! strażnik zaczął się powoli podnosić.
Avada Kedavra Lucjusz cicho mruknął zaklęcie, które zwaliło strażnika na ziemię, z której się już nie podniósł.
Wszyscy więźniowie słyszeli potężne zaklęcia uderzające w szybko nałożone przez nich bariery. Wiedzieli, że czas działał przeciwko nim.
Thorfinn Rowle wyszedł na przód obok Lucjusza. Wyciągnął swoją różdżkę i wykonał skomplikowany wzór na końcu, potężnie nią machnął.
Pobliska ściana wystrzeliła w powietrze. Gruzy spadły do morza. Więźniowie powoli wychodzili poza obszar murów śmiejąc się i szybko się deportując.
Lucjusz Malfoy wyczarował czerwony promień, który po kontakcie z posadzką wydał okropny dla uszu dźwięk.
Rowle, Lestrange...Mulciber, Goyle, Dołohow. Musimy się skryć. Anglia to zbyt niebezpieczne miejsce...
To gdzie mamy się udać? Do Tajlandii? Dołohow zadrwił.
Mam dom w Polsce i tam się udamy! mężczyzna rzucił krótkie spojrzenie na resztę więźniów. Nie potrzebował tych marnych czarodziejów.
Kilka minut później bariery padły, a do opustoszałego bloku wpadli aurorzy. Tuż za nimi pojawił się zszokowany minister magii. Uklęknął przy ciałach zabitych strażników, więźniów, spojrzał na rozwaloną ścianę. Zawsze wiedział co robić. Nigdy się nie bał. Teraz gdy brał konsekwencję za całe społeczeństwo magiczne, bał się radykalnych decyzji.
Wstał i odwrócił się do aurorów.
Znajdźcie ich. Zawiadomcie wszystkie ministerstwa!

***

Grupa sześciu mężczyzn z lekkim trzaskiem pojawiła się na polanie w centrum Polski. Białowłosy mężczyzna uniósł różdżkę odnawiając bariery. Machnął krótko dłonią i ruszył w stronę swojego domu.
Był to gustownie zbudowany pałac w barokowym stylu. Lucjusz kupił go za grosze od uprzednio skonfundowanego właściciela. Pałac posiadał dwie małe wieżyczki, trzydzieści pokoi, cztery tarasy, trzysta sześćdziesiąt pięć okien i rozbudowane piwnice, w których Lucjusz przechowywał swoje wina.
Nie było go tu dwadzieścia lat. Nie mówił o posiadłości rodzinie, bo wiadomość mogła dojść do niepożądanych osób.
Przed i za pałacem znajdowały się zapuszczone teraz ogrody. Fontanna niegdyś piękna, teraz wywoływała niemiłe odczucia.
Byli śmierciożercy śmiało weszli do środka. Mulciber wytężył słuch i wskazał palcem na piętro.
Ktoś tam jest i chyba zrobił sobie burdel z twojego domu Lucjuszu...
Śmiech, który ogarnął wszystkich oprócz Lucjusza przetoczył się po całym domu.
Głosy z góry zamilkły. Lucjusz wyciągnął różdżkę i skierował się na schody. Jego towarzysze byli tuż za nim. Na szczycie schodów pojawił się nagi, nastoletni chłopak. Widząc mężczyzn, zarumienił się i stanął jak wryty.
Czarodziej uśmiechnął się pogardliwie i po chwili ponownie ruszył na górę. Do nastolatka dołączył drugi także roznegliżowany chłopak. Położył dłonie na ramionach rówieśnika i przełknął ślinę.
Kim jesteście i... nie zdołał dokończyć pytanie. Klątwa torturująca odrzuciła go do pokoju, z którego wyszedł. Jego towarzysz rozglądał się naokoło szukając ucieczki.
Expeliarmus! Rowle machnął krótko różdżką i chłopak również wylądował tam, gdzie wcześniej się znajdował. - Na Merlina... - Lucjusz potrafił jedynie to z siebie wykrztusić. Zobaczył przed sobą piątkę gołych chłopaków. Trójka cuciła dwóch rannych.
Co wy im zro...
Avada Kedavra! Dołohow krzyknął nie mogąc znieść widoku, jaki miał przed oczami. Niski blondyn z przerażeniem na twarzy runął na podłogę rażony zielonym światłem. Reszta chłopaków cofnęła się do kąta pokoju. Błagali o życie.
Crucioo! Lucjusz rzucił zaklęcie torturujące na wysokiego bruneta. Chłopak zgiął się wpół wyjąc z bólu. Oddychał ciężko trzymając się nogi krzesła.
Następne zaklęcie rzuciło go o sufit. Gdy upadał, boleśnie uderzył głową o podłogę i kant krzesła. Krew powoli spływała z boku jego głowy. Czwórka pozostałych przy życiu chłopaków została związana i przetransportowana do piwnic pałacu. Tam zamknięto każdego w pojedynczej celi.
Lucjusz pokręcił głową. Nie spodziewał się, że wracając tutaj, spotka go coś takiego. Jedynym pozytywem była możliwość torturowania tych mugoli.
Szóstka śmierciożerców usiadła przy długim stole. Lucjusz zabrał głos jako pierwszy.
Powrót do Anglii na razie nie jest dobrym rozwiązaniem. Musimy rozpoznać sytuację. Tutaj jest bezpiecznie i nie musimy się obawiać aurorów. Polskie ministerstwo magii jest otwarte dla przybyszy i nie prowadzi polityki ekstradycji z innymi krajami.
Dlaczego? Mulciber spojrzał na białowłosego mężczyznę. Z nudów bawił się nożem.
Dumbledore za swojego życia postarał się by zamknięto jedyną w tej części Europy magiczną szkołę. Argumentował to tym, że uczono tu starej, czarnej magii i magii natury jeszcze sprzed czasów różdżek. Oczywiście świat był mu wdzięczny za pokonanie Grindelwalda i zgodził się na jego prośby. Polska się obraziła i swoje kontakty z europejskimi ministerstwami utrzymuje na poziomie minimum.
Stary Dumble jednak i po śmierci okazuje się przydatny... wycedził Dołohow.
A oto co zrobimy...

***

Yaxley szybko biegł przez Nokturn. Ci, których mijał, patrzyli na niego z przerażeniem przekonani, że nie żyje. Odtrącał ich ramionami zmierzając ku jakiemuś bezpiecznemu do deportacji miejscu. Po piętach deptali mu aurorzy.
Stój Yaxley!
Śmierciożerca odwrócił się wyciągając różdżkę. Stało przed nim dwóch aurorów z wyraźnie zadowolonymi minami.
Odłóż różdżkę i udasz się z nami...
Jego wypowiedź przerwały głośne śmiechy. Z każdego zakątka alejki zaczęli wychodzić uciekinierzy z Azkabanu. Widząc aurorów, zaczęli gwizdać.
Chodźcie pieski... Ukręcimy wam łby!
Yaxley zaśmiał się chorobliwie i deportował zostawiając wściekłych aurorów. Ich wściekłość szybko jednak zamieniła się w strach.
Yaxley bez pardonu wszedł do salonu, gdzie znajdowali się najważniejsi współpracownicy Bellatrix.
Gdzie ona jest? rzucił krótko.
Na jakiejś wyspie greckiej, poluje na chimerę...
Zwariowała? Mam dla niej ważne wieści! nie czekając na odpowiedź, ponownie się deportował szukając czarownicy.

***

Lorrenzo Galilei stał nad urwiskiem beznamiętnie przypatrując się płynącym w górze chmurom. Westchnął cicho i wrócił do swojej żony. Pozwolił, by wtuliła się w niego. Objął ją ramionami i spojrzał na stojących w tyle przedstawicieli innych rodów.
Tyle ofiar...czy to konieczne? Mieliśmy go odnaleźć, a nie zabijać niewinnych... matka Alberto załkała cicho wspominając swojego zmarłego kuzyna i przyjaciół.
Wiem kochanie. Żałuję każdej śmierci, ale Alberto jest najważniejszy. Widzę, że umierają niewinni, ale to nasz jedyny syn!
Joanna Zabini śledziła rozmowę z rosnącym niepokojem. Nie mogła dopuścić by w najważniejszym momencie ktokolwiek zwątpił w ich misję. Chciała zemścić się na Bellatrix i przejąć jej bogactwa, władzę. Musiała zainterweniować.
Odepchnęła dwóch czarodziejów wysuwając się na przód.
Złożyliśmy przysięgę, że wam pomożemy. Nie wolno wam zwątpić w słuszność naszych działań. Alberto kocha was i ciągle wierzy w ratunek. Bellatrix Lestrange jest straszna, nie zna litości i kocha torturować. Alberto cierpi niewyobrażalne męki i musimy go odnaleźć!
Ale może za mocno naciskamy, może...
Nie ma może Lorrenzo. Cała ich społeczność akceptuje politykę ministerstwa, skrywają przed nami Malfoyów. Jeśli oni sami poświęcają siebie, to nie powinniśmy rezygnować z ich ofiar Joanna złapała czarodzieja za dłoń. Przysięgaliśmy na magię, krew, honor. Nie pozwól, by strach przesłonił ci miłość i rozum.
Lorrenzo kiwnął głową. Musiał odzyskać syna. Zwrócił na siebie uwagę wszystkich pozostałych i nachylił się ku nim.
Oto co zrobimy...

***

Luna powoli przechadzała się odnowionymi korytarzami szpitala. Nie zmienił się znacznie od czasu ataku. Dało się jednak w nim wyczuć silniejszą magię. Ministerstwo rzuciło wiele zaklęć chroniących szpital przed ponownym atakiem. Nowe zaklęcia i procedury denerwowały personel św. Munga, ale wszyscy starali się do nich dostosować.
Kontrole przed wejściem i wyjściem, obserwowanie okolic szpitala. Czarodziejska policja często patrolowała także mugolską część miasta. Każdy jednak musiał pracować.
Luna miała odwiedzić Franka i Alicję Longbottomów, lubiła wizyty u byłych aurorów. Czuła, że udało jej się nawiązać z nimi więź. Rozumiała ich, mimo braku słów. Wiedziała czego potrzebują i co chcą usłyszeć.
Oboje leżeli na swoich łóżkach wpatrując się w przybyłą psycholog. Alicja uśmiechnęła się nieporadnie i próbowała usiąść.
Luna szybko podbiegła i pomogła jej w tym. Przypadkowo spod jej notatnika wyleciały notatki. Luna zapisała na nich efekty pracy. Musiała również zamieścić ostatnie wydarzenia.
Wzrok matki Neville’a zatrzymał się na nazwisku Lestrange. Kobieta gorączkowo otwierała usta pragnąć coś powiedzieć. Zacisnęła palce i dłoń jakby chciała trzymać różdżkę. Powtarzała ten zabieg wiele razy, tak że Luna niepewnie podała jej różdżkę. Stała jednak tuż obok niej. Alicja powoli podeszła chwiejnym krokiem do stolika. Podniosła pustą ampułkę i przyłożyła różdżkę do głowy. Zamknęła swoje wspomnienie w ampułce i zacisnęła na niej dłoń, jakby była najcenniejszą dla niej rzeczą. Oddała ją i różdżkę Lunie i zachwiała się. Była Krukonka szybko zawołała pomoc i razem z uzdrowicielami uspokoili stan kobiety.
Luna spojrzała na ampułkę. Czuła, że wspomnienie jest ważne. Zwolniła się z reszty dnia i udała do domu. Miała tam swoją własną myślodsiewnię. Zakupiła ją, gdy po ciężkich dniach pracy sama musiała wyrzucić wspomnienia, którymi ją obdarzano.
Z bijącym sercem wlała wspomnienie Alicji Longbottom i zanurzyła się w nim.
Dziewczyna początkowo nie wiedziała gdzie się znajduje. Głośny jęk otrzeźwił ją i uświadomił, że jest w jakimś salonie. Rozejrzała się i zobaczyła Alicję i Franka Longbottomów. Mężczyzna trzymał żonę za ramiona zasłaniając ją przed zaklęciami. Przed parą stała Bellatrix Lestrange z mężem i jakimś młodym chłopakiem. Dopiero po chwili Luna skojarzyła go z czwartym rokiem Hogwartu. Przypomniała sobie, że to Barty Crouch junior, który udawał profesora Moody’ego.
Gdzie jest Czarny Pan??!! Bellatrix wrzasnęła i machnęła różdżką.
Frank Longbottom zawył upadając na posadzkę.
Błagam, zabij mnie, ale puść moją żonę. Nie wiemy gdzie jest Voldemort...
Nie ośmielaj się wypowiadać jego imienia! Czarownica skierowała różdżkę na Alicję. Kobieta po chwili zaczęła się trząść z bólu.
Ma..ma? w pokoju pojawił się mały, chudy chłopczyk z małą blond kępką włosów na głowie. Zobaczył leżących rodziców i podbiegł do nich. Po drodze przewrócił się pod nogami Barty’ego Croucha.
Chłopak machnął różdżką i malec odślizgnął się na podłodze na drugi koniec pokoju. Nie mógł ruszyć się z miejsca. Wiercił się uderzając plecami o nogę stołu. Stół drżał, a po chwili spadła z niego łyżka trafiając malca w głowę.
Mały Neville zapłakał głośno wołając mamy. Frank widząc to, rzucił się na Rabastana Lestrange’a przewracając go na ziemię. Zdołał wystrzelić z jego różdżki niski promień. Nim jednak przebił on sufit, Barty Crouch junior ryknął:
Crucio! zaklęcie odrzuciło aurora na ścianę. Uderzył głową o ścianę. Z boku głowy zaczęła cieknąć mu krew. Alicja leżała na boku płacząc i nie mogąc podejść do syna. Serce jej pękało, gdy słyszała jego wołania i płacz.
Jak możecie potwory?! spojrzała na nich załzawionymi oczyma.
Wiesz co chcemy usłyszeć Bellatrix rzuciła miękko.
Pozwól mu odejść. Nie krzywdź Neville’a!
Kobieta uśmiechnęła się szeroko, ale jej oczy były zimne i ostre jak sztylety. Powoli skierowała różdżkę na chłopca. Alicja zbierając ostatnie siły rzuciła się na oprawczynię. Bellatrix zdołała odwrócić różdżkę. Jednocześnie z mężem i Crouchem juniorem wycelowała w matkę Neville’a.
Crucio!!!
Alicja upadła zamykając oczy. Krzyczała długo, aż głos odmówił jej posłuszeństwa. Ostatkiem sił otworzyła oczy, ale prawie nic nie widziała. Nic nie słyszała. Czuła jedynie wielki ból i poczucie ogromnej straty.
Frank podczołgał się do żony. Położył drżącą dłoń na jej ciele. Widząc pustkę w jej oczach, kompletną apatię i ból przechodzący przez całe jej ciało, sam starał się uspokoić. Nie zdołał jednak zaczerpnąć oddechu, gdy zobaczył skierowane na siebie różdżki.
Usłyszał klątwę i jedyne co poczuł, to ból zabierający mu resztki rozumu i świadomości. Upadł tracąc przytomność.
Bellatrix zaśmiała się nerwowo.
Musimy ich ocucić. Muszą nam powiedzieć, gdzie on jest!
Drzwi salonu wleciały do środka. Drzazgi leciały we wszystkich kierunkach.
Luna płakała. Schowała się w kącie obserwując sytuację. Zdziwiła się, że mimo iż Alicja straciła prawie życie, zachowała wspomnienia.
Dziewczyna zobaczyła jak do środka wpadają ludzie w niebieskich szatach. Dziesiątki aurorów. Zdołała zobaczyć światła, usłyszała krzyki i poczuła, że musi wracać.
Gdy wyszła z myślodsiewni, oparła się rękoma o ścianę. Usiadła na kanapie i schowała twarz w dłoniach. To co widziała, przeraziło ją. Nie potrafiła zrozumieć nienawiści Bellatrix, jej radości z zadawania bólu i niesamowitego poświęcenia Czarnemu Panu. Nie rozumiała czemu dostała to wspomnienie, ale powiedziała sobie, że musi zrozumieć tego sens.
Tyle cierpienia zasługuje na zasłużoną karę.

***

Bellatrix uklęknęła na ziemi i wyciągnęła przed siebie różdżkę. Szukanie chimery zabierało jej już zbyt wiele czasu co skutkowało irytacją i gniewem, który wyładowywała przy każdej możliwej okazji.
Avada Kedavra zielony promień pomknął ku biegnącemu ku niej psu. Miał wyraźnie wściekłą minę i pędził ku niej z mordem w oczach.
Zwierzę nie zdążyło zaskowyczeć, gdy upadło martwe na ziemię. Ciało potoczyło się kilka metrów po trawie by upaść w kotlinę. Czarownica wstała i odetchnęła głęboko.
Gdzie jesteś ty głupia, nędzna bestio, setki nic nie wartych funtów zatrutych zwałów tłuszczu! Nędzna krzyżówko genetyczna. Mogliby cię połączyć z osłem. Może wstydziłabyś się i sama zdechła... kobieta wyrzucała z siebie obelgi magicznie podgłaszając swój głos. Przerwała słysząc straszny ryk.
Odgłos chimery wywołałby u innych ludzi paniczny strach. Bellatrix jedynie uśmiechnęła się i uniosła różdżkę.
Wreszcie jesteś kupo smoczego łajna...
Chimera zaryczała ponownie. Uniosła potężne przednie łapy i uderzyła nimi w ziemię wywołując lekkie wstrząsy. Patrzyła na wiedźmę z czystą nienawiścią wymalowaną w małych, niebieskich oczach orła. Kiedy się odezwała, miała zaskakująco łagodny głos.
Po to powróciłaś z krainy śmierci by znów do niej na własne życzenie trafiać?
O nie kochana. To ty tam trafisz... z moją delikatną pomocą.
Bellatrix nie czekając na reakcję, zamachnęła się różdżką i wykonując potężne machnięcie wycelowała w chimerę. Z różdżki wystrzelił wielki płomień mknąc po ziemi ku potworowi. Pożoga zapaliła okoliczne trawy zadymiając okolicę.
Chimera szybko jednak wzbiła się w powietrze i unosząc się na odpowiednią wysokość, zanurkowała i zaatakowała czarownicę potężnymi łapami zakończonymi pazurami zdolnymi rzeźbić w granicie. Śmierciożerczyni padła na ziemię pociągając ku sobie różdżkę.
Fala płomieni zamieniła się w czerwonego węża, który szybko wystrzelił z pyskiem ku chimerze chcąc zatopić w niej kły. Nie trafił jednak i został rozdarty dwoma machnięciami wielkich skrzydeł. Potwór poszybował w górę znikając w chmurach.
Gdy Bellatrix unosiła różdżkę, poczuła ból w lewym boku ciała i mogła jedynie krzyczeć z niemocy, gdy odleciała na kilka metrów tuż obok urwiska. Zakrzyknęła imienia feniksa i ptak pojawił się nad nią. Zapłakał uleczając rany swojej pani. Robił to jednak z wyraźną niechęcią i będąc niedaleko chimery, wydawał się nie dbać o swoje bezpieczeństwo. Czarownica jednak machnęła różdżką i zielony promień skutecznie oddzielił od siebie dwie istoty.
Nie wygrasz ze mną ludzkie pisklę. Nie znasz zaklęć, które mogłyby mnie ujarzmić!
Idiotka Śmierciożerczyni powiedziała to bardziej do siebie i wyprostowała się. Dłoń trzymającą różdżkę schowała za plecami. Uniosła ją nad głowę i zatoczyła koło.
Wyczarowując z każdym calem okręgu coraz większy miecz, skierowała różdżkę na potwora. Pchnęła różdżkę jakby zamierzała nią dźgnąć rywalkę i obserwowała jak wyczarowana broń mknie ku chimerze dosięgając celu i rozrywając jej lewe skrzydło. Upadła na ziemię wzburzając kurz.
Jęczała długo przez kilka minut. Bellatrix podeszła do niej kręcąc głową.
Mogłam od razu zakończyć twoje cierpienie... zamachnęła się różdżką chcąc zabić chimerę gdy usłyszała trzask.
Lestrange...
Po usłyszeniu swojego nazwiska przymknęła oczy.
Avada Kedavra! zielony promień pomknął ku niepodejrzewającego niczemu Yaxley'owi.
Śmierciożerca padł na kolana. Oczy miał otwarte i wpatrywał się w niedawną sojuszniczkę pustym wzrokiem. Kobieta zawyła z wściekłości. Podbiegła do mężczyzny, ale wiedziała, że tylko jedna osoba przeżyła klątwę uśmiercającą. Yaxley nie miał szans.
Dłuższą chwilę zastanawiała się czy miał jej coś ważnego do powiedzenia. Z rozmyślań wyrwał ją śmiech.
Chimera dogorywała, ale wpatrywała się w Bellatrix z zimną nienawiścią. Jej śmiech zmroził krew w żyłach śmierciożerczyni. Odwróciła się i wyciągnęła różdżkę.
Nie zamknęła oczu, gdy zaklęcie oderwało ciało od kości potwora. Krew rozlała się na jej twarzy, ciele. Strząsnęła kilka kropel z włosów i wyrwała serce. Czuła pulsującą w nim magię.
Była tak blisko. Ostatni punkt planu czekał na nią w Londynie. Wiedziała jak się do niego dostać.

***

Harry ziewnął przeciągle. Kolejną godzinę spędzał przekopując listy, książki, wspomnienia, pamiętniki, wszystko co w jakiś sposób było związane z Bellatrix. Zmęczony wyciągnął ze sterty małą czerwoną książeczkę. Na pierwszej stronie dużymi literami przeczytał:
Pamiętnik Lucjusza Malfoy'a.”
Chłopak musiał opanować oddech by nie wybuchnąć śmiechem przy Draconie. Został poinformowany o ucieczce Lucjusza z więzienia, ale nie miał pojęcia gdzie mógłby być. Auror pomyślał, że może znajdując Lucjusza, znajdzie Bellatrix.
Otworzył pierwszą zapisaną stronę i zaczął czytać.
Rodzice pierwszy raz zabrali mnie do wschodniej Europy, gdy miałem czternaście lat. Zatrzymaliśmy się u Dołohowów. Miałem przynajmniej z kim spędzać czas. Antonin naprawdę pasjonował się swoim regionem. Poszliśmy kiedyś na grzyby do małego lasku w centrum Polski. Zaczął mi tłumaczyć ich sytuację polityczną, ale po kilku minutach wykładu, z którego nie zrozumiałem absolutnie nic, przestał. Zobaczyliśmy piękny dworek skryty wśród drzew. Czułem, że gdy skończę szkołę i odziedziczę majątek po rodzicach kupię sobie tą rezydencję...
Dalsza część była zamazana i oblana atramentem. Harry przekręcił kartkę i zobaczył zdjęcie dużego, białego pałacyku. Po kilku latach pracy w ministerstwie wiedział jak zrobić świstoklik.
Draco... odezwał się cicho. Musiał jakoś powiedzieć mu o ucieczce Lucjusza. Postanowił to jednak zrobić kilka godzin później.
Blondyn podniósł głowę znad papierów i przyjrzał mu się zaciekawiony.
Znalazłem jedno miejsce, które jest warte sprawdzenia...
Draco ożywił się i wstał z krzesła. Auror błyskawicznie wymazał kartkę z pamiętnika Lucjusza zostawiając zdjęcie domku.
Gdzieś tu... machnął w stronę wcześniej przejrzanych książek znalazłem notatkę z pamiętnika o tym, że Lestrange'owie przyjeżdżali tu na wakacje.
Musimy to sprawdzić! blondyn szybko pomknął w głąb domu wracając z kotkiem na ramieniu Dla bezpieczeństwa wyjaśnił.
Harry uśmiechnął się. Czuł, że to zatajenie prawdy może mieć fatalne konsekwencje, ale przywołał stary czajnik. Wycelował w niego różdżką Portus czajnik rozjarzył się i dwaj chłopcy dotykając go przenieśli się kilka tysięcy kilometrów na wschód.
Były gryfon stał twardo na ziemi i pomógł Draconowi, który zachwiał się upadając. Wydawał się zawstydzony tym i warknął na Pottera.
Idziemy...przepraszam dodał po chwili.

***

Ginny...jesteś tutaj? Ron wszedł do mieszkania siostry i gdy nie usłyszał odpowiedzi, wyciągnął różdżkę.
Lumos - wyszeptał i ruszył w stronę kuchni. Nikogo tam nie zastał, jedynie stopą natrafił na porozrzucane buteleczki po eliksirach uspokajających. Skręcił w stronę salonu będąc gotowym na wszystko.
Witaj Weasley!
Rudzielcowi włosy zjeżyły się na głowie. Pamiętał ten głos, pamiętał jej okrzyki, gdy torturowała Hermionę w domu Malfoy'ów, pamiętał jak nieomal nie zabiła Ginny i Hermiony w bitwie o Hogwart.
Spojrzał przed siebie. Bellatrix Lestrange stała przed małym stolikiem, trzymała Ginny za ramię przyciskając jej różdżkę do głowy.
Dwóch Weasley'ów. Przynęta, na którą Potter złapie się na pewno uśmiechnęła się szeroko. Z drugiej strony domu do salonu wszedł Adam Falley.
Drętwota Ron upadł na ziemię, przerażonym wzrokiem patrząc na porywaczy.

***

Harry polecił Draconowi iść za nim, gdy odnaleźli dworek widziany na zdjęciu. Kilkaset metrów za nim zatrzymały ich silne bariery, które upewniły młodych czarodziejów, że ktoś tam jest. Dla bezpieczeństwa wzajemnie zamieniali się miejscami i do środka pałacyku pierwszy wszedł blondyn.
Potter wślizgnął się za nim i zdołał usłyszeć.

Ohh Draco! Co ty tutaj robisz? Lucjusz Malfoy spotkał się ze swoim synem.

8 komentarzy:

  1. Wreszcie, po kilku godzinach zmagania się z sennością udało mi się przeczytać wszystko :D
    Rozdziały świetne, choć pełne błędów, powtórzeń i takich tam...
    Ten "krokus" w VI rozdziale radzę poprawić ;)
    Nie ma to jak obrazić się na przyjaciela z powodu zmiany orientacji. To się nazywa próba i tylko prawdziwi przyjaciele potrafią coś takiego zaakceptować, plus dla Hermiony.
    Ginny, bądź co bądź, ale to decyzja Harry'ego, nie czepiaj się go -,-
    Luna <3 Uwielbiam ją i cieszę się, że wprowadziłeś ją do historii jako dość ważną osobę <3
    Wspomnienia Pani Longbottom, byłam bliska płaczu ;_;
    Widok małego Neville'a, który nie rozumie, co dokładniej się dzieje i jest świadkiem utraty świadomości swoich rodziców... Na samą myśl łza kręci się w oku ;c
    Pięknie opisałeś tę sytuację, można się wczuć w Lunę i widzieć to, co ona widziała wtedy, czuć to samo co ona... Kocham <3
    Zabini coraz bardziej działa mi na nerwy -,- Za dużo miesza jak na jedną kobietę, jest też zbyt pewna siebie, nie lubię takich
    Za to Bella przedstawiona w iście godny podziwu sposób <3
    Uwielbiam ją w książce Rowling, ale tu... Po prostu jest znakomita, niby nieprzewidywalna, ale jednak łatwo się w niektórych momentach domyśleć, co obiera za cel.
    Przeję może to tematyki bloga, czyli Drarry, na temat którego, za Twoją sprawą, w szybkim czasie zmieniłam zdanie ;)
    Dwa razy mieli okazję "przypieczętować" swój związek, o ile to związkiem można nazwać, bo oficjalnie jeszcze nie są parą. Jak zwykle Ronald musiał spieprzyć -,-
    Mam nadzieję, że w niedługim czasie dodasz trochę pikanterii, bo szczerze przyznam, że na to z niecierpliwością czekam ;)
    Komentarz pisany przy towarzyszących biesiadach z baru naprzeciw i szczekaniu przez sen psa ;|
    Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny :3
    ~Rose Lily Evans

    PS: Jak mówiłam, tak zrobiłam- nie zasnęłam dopóki nie doczytałam do końca i teraz nie mam pewności, czy w ogóle zasnę o.O xdd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I liczę na opinię z Twojej strony na www.this-is-a-world.blogspot.com <3

      Usuń
  2. Zacznę od tego, że twoje ff przypomina mi bardzo "Kamień małżeństw" - Snarry. Tak Marrie czytałam to ;; nie dla parringu - bo seksu w nim nie było, ledwo trzy pocałunki - ale AKCJA, HISTORIA. Oczywiście KM jest o niebo lepszy - proszę nie obraź się, przeczytasz kiedyś a zobaczysz - ale masz zadatki tak tak wspaniałe opowiadanie. Mimo tego, że napisałam ci na początku, że miłość Draco i Harry'ego rozwinęła się zbyt szybko to w kolejnych rozdziałach sobie z tym poradziłeś - całe szczęście! Harry jak prawdziwy gryfon wyznał mu miłość, ale Draco nadal nie był pewny i to mi sie podoba. Ciesz się, że akcja nie kręci się wokół tej dwójki. Naprawdę to wielki plus, bo jest co czytać. Mimo tego, że jak na mój gust historia potoczyła się za szybko (atak na rezydencję Malfoy'ów itp.) to rozegrałeś to wspaniale. Podoba mi się, że Draco ma kochanka, więc związek DracoxPotter nadal jest pod znakiem zapytania - mimo iż do Drarry. Tylko to imię Alberto... Szczerze to uśmiałam się. Jak wyciągnięte z telenoweli, ale się nie czepiam. To tylko imię. Podoba mi się, ze wciągnąłeś w to i ród z Włoch (co kojarzy mi się tak bardzo z mafią), Joanne, która nie jest banalną postacią. Luna, Hermiona (><), Ron, jego rudy głupi brat, STWOREK - to mnie zaskoczyło ta przemiana i w ogóle. Bardzo miłe zaskoczenie. Chodzi o to, że jest naprawdę dużo postaci, a ja się w nich nie gubię, gdyż są dobrze rozpisane. Nawet te wspomnienia Longbottom to takie urozmaicenie, pokazanie jakim Bella jest potworem. Właśnie Bella i śmierciożecy! Mimo tego, że nie jestem zwolennikiem ani Czarnego Pana ani Albusa to muszę przyznać, że głosuję Czarnemu panu w cholerę. No tak pragnę jego powrotu, że masakra. Horkruks Belli to świetny pomysł, cieszę się, ze zaledwie jeden śmierciożerca przeżył jakoś (no, ale go zabiła) a reszta w Azkabanie. Liczę też na mojego ukochanego (Snape nie bądź zazdrosny) Lucjusza. Cieszę się, że w końcu jest włączony do akcji, bo już traciłam nadzieję. Obraz Albusa i Severusa... No Severus mnie jakoś sobą zraził. Nie wydaje mi się, aby tak spojrzał na Pottera i jego zachowanie, ale jak uważasz... Ciąża Ginny to nie było zaskoczenie, ale fajnie, że jest wredną suczą, która myśli tylko o sobie. Ron jest taki jaki by był. Jednak myślę, że z czasem by wybaczył Potterowi. A tak nawiązując do tej ciąży i powstania Voldemorta... Myślałam, że Bella zabije Ginny by wyciągnąć dziecko z jej brzucha i wziąć krew "jako tego kto go pokonał". Wiesz niby krew Pottera... Hmm... Co jeszcze... Chyba wszystko co najważniejsze poruszyła. Jeszcze raz, cieszę się, że to nie takie typowe drarry, gdzie Draco jest wszystko wybaczone, każdy go uwielbia i takie tam. Tu chcą go zabić i mi się to podoba. Piszesz ładnie, świetny styl, choć na początku nawet ja dostrzegałam błędy. Teraz już ich nie widzę - jestem dyslektykiem, nie przeszkadzają mi. Blog warty polecenia, bo nie jest banalny jak niektóre. Życzę weny mój drogi, bo mam zamiar czytać dalej. A i właśnie... Długie rozdziały to atut, choć mnie w pewnym momencie zaczęły nużyć xd - nie zmieniaj tego, to było tak ode mnie.

    Pozdrawiam,
    Pani Snape

    P.S. Przeczytaj "Kamień Małżeństw" nie zawiedziesz się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ze tak chaotycznie i nieskładnie. Chciałam tylko wspomnieć, że kibicuję Joannie. Świetna manipulantka!

      Usuń
  3. nie mam pojęcia, jak tutaj trafiłem. Kompletnie odchodząc od fabuły itd. to napisane jest to po szkolnemu. Błędów nie aż tak dużo, ale ma to nawet mniej finezji niż tania saga norweska.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam! Jestem w szoku ,że chłopak pisze o
    związkach drarry:). Zaimponowałeś mi! :)
    Twój styl pisania jest perfekcyjny i harmonijny. Kiedy będziesz mógł wstawić kolejny rozdział? Jestem bardzo zaciekawiona i niecierpliwa. Pozdrawiam twoja od teraz wierna fanka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne poprostu boskie ♥♥

    OdpowiedzUsuń